Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Aphex Twin – Syro (2014)

Wyobraź sobie machinę trwającą w nieustannym ruchu. Spróbuj ujrzeć instalację pełną trzęsących się rur i oscylujących wokół nich kół zębatych. Niech oślepi Cię miraż jej błysków, zsynchronizowany z dźwiękami dudniącymi w jej trzewiach. Zanurz się w jej brzmieniu, chaotycznym i hipnotyzującym. Machina zwie się Syro, jej twórca to Aphex Twin – szalony naukowiec z Wysp i jeden z ojców współczesnej elektroniki.

Richard David James, bo tak naprawdę nazywa się Aphex Twin, powrócił z nowym albumem  po 13 latach przerwy. Choć w tym czasie tworzył  pod innymi pseudonimami, to fani oszaleli na wieść o powrocie jego najbardziej uwielbianej odsłony. Zagrzmiały fora i strony muzyczne, a dreszcze przeszły zarówno słuchaczy, jak i twórców szeroko pojętej muzyki elektronicznej. Stało się tak dlatego, że płyty takie jak Selected Ambient Works 85-92, czy Drukqs wychowały rzesze DJ-ów na całym świecie. Przed Syro pojawiło się niezwykle trudne zadanie zaspokojenia ogromnych oczekiwań.

Styl Aphexa jest niepowtarzalny. Określany (przez samego artystę) jako „braindance”, łączy elementy muzyki klasycznej, popularnej i hip-hopu, ubierając je w ambientowe, industrialne kompozycje. Jego muzyka to surowa, momentami ciężkostrawna  kromka IDM-owego chleba. Jednych kompletnie odrzuca, a innych doprowadza do euforii. Na pierwszy rzut oka Syro w perfekcyjny sposób wpisuje się w tę klasyczną konwencję, znaną z poprzednich płyt.

Większość fanów zakochało się w nowym albumie, bowiem wpisuje się on w utworzony wcześniej kanon, szczególnie znany z początków kariery Anglika. Niektórzy zadają sobie jednak pytanie – czy ta swoista stagnacja jest dobra? Pojawiają się głosy, że Aphex nie ruszył się z miejsca od wydania swych największych dzieł. Jak gdyby Richard odkurzył tylko stare konsolety i wciąż tkwił w latach 90-tych. W tym czasie IDM przebyło natomiast ogromną drogę. Jedni powiedzą, że James nie musi szukać nowych ścieżek ani uganiać się za trendami. Co więcej, znając go – on nie chce tego robić. Na swoim poletku jest geniuszem i jeśli taka forma sprawia mu najwięcej twórczej radości, to należy się cieszyć, że na Syro nie uciekł np. w dubstep. Zresztą taka myśl przyprawia o ciarki. Z drugiej strony surowość albumu może trochę doskwierać. Brnąc przez kolejne kawałki można poczuć niedobór soczystego uderzenia i ”kwaśnego” glitchu. Dla niektórych fanów nowy materiał okazał się zbyt stonowany. Pojawił się więc problem – Syro jest zbyt asymetryczne dla przeciętnego słuchacza, a zbyt przeciętne dla fana ostrego, przesyconego burzliwym dźwiękiem IDM.

Na nowej płycie znajdziemy to samo nieskrępowane szaleństwo, które oczarowywało na pierwszych tworach Jamesa. Już od pierwszego utworu zalewa nas nietuzinkowe połączenie kakofonicznego chaosu i subtelnego minimalizmu. Autor w typowy dla siebie sposób rozwija kolejne numery Robi to powoli i skrupulatnie. Trzymając nas za dłoń, zanurza nas w kolejnych warstwach dźwięku. Trzeba przyznać, że czasami rzeczywiście brakuje solidnego przyśpieszenia, że w kilku momentach można się było pokusić na więcej i mocniej.

Na szczególną uwagę zasługują kawałki takie jak singiel minipops 67 [120.2], czy 180Qdb_ [130]– który może zaspokoić fanów przyzwyczajonych do mocniejszego Aphexa. Nie brakuje tu jednak spowalniaczy, takich jak na przykład CIRCLONT14 [152.97][shrymoming mix] – z cudownym, hipnotycznym wokalem i niemal 8bitowymi przejściami. Podróż kończy przyjemna aisatsana [102] –   fortepianowy ambient przy ptasim akompaniamencie.

Podsuwając, jest to kolejny interesujący rozdział w twórczym dorobku Richarda D. Jamesa. Materiał spójny wewnętrznie oraz zewnętrznie – Syro jest wierne swoim poprzednikom, przede wszystkim tym sprzed roku 1993. Należy jednak ostrzec, że dla laika to muzyka trudna, skomplikowana, momentami zupełnie nieczytelna.Dobrze jest dawkować ją ostrożnie. Kusi, by się w niej zatopić, ale to krok ryzykowny. Syro dostarczyło mi równej  ilości uniesień, co bólów głowy. Wciąż jednak wracałem po więcej.

Płyta skierowana jest do muzycznych turpistów. Dla większości jest „słuchalna”. Mimo wszystko warto podjąć się wyzwania, bo to niezły start w niewątpliwe ekscytującą przygodę z IDM.

Jakub Osmański

 

 

Zdjęcie: nadesłane