„Bieguny” to najnowszy longplay w dorobku grupy Pajujo. Już na wstępie powiedzieć można, że album różni się od swoich poprzedników, chociażby przez to, iż szeregi grupy zasiliła wokalistka – niejaka Martyna Gąsiorek, przez co brzmienie zespołu uległo znaczącej zmianie. Sami muzycy deklarują przemianę zarówno w sferze dźwiękowej, jak i tekstowej, bo wiadomo… starsi, dojrzalsi, bardziej przemyślani i poukładani, z doświadczeniami wielu koncertów i półfinału popularnego talent show na koncie.
Otwierające „Momenty” to taki skoczny, przyjemny kawałek osadzony gdzieś w stylistyce pogranicza rocksteady i ska. Wokal przyjemny, sekcja dęta jak najbardziej na plus. Atakuje słuchacza od pierwszych dźwięków i zachęca do zapoznania się z całością wydawnictwa, a to już połowa sukcesu.
Na płycie znaleźli się goście i tak już w trzecim kawałku – „Krążę po dźwiękach” słyszymy charakterystyczny wokal Chilla, który przemyca jakże specyficzną „raggafayową” energię, wplecioną w pobrzmiewające latynoskie (zaryzykuję stwierdzenie: kubańskie) rytmy.
Krążąc dalej po tych dźwiękach natrafiamy na „Szare maski” i tutaj znowu gratulujemy dęciakom! Mamy też do czynienia z potwierdzeniem dojrzalszych tekstów, jednak rymowanka „-ości” nieco chrzęści przy większej głośności, ale po całości jednak nie chcemy odłożyć krążka w ciemności (ukłony za kombinację aż 5 „-ości”, jak widać – ja poległam).
sekcja dęta – moim zdaniem przejęła władzę nad tą płytą, stanowiąc najmocniejszy element tej pajujowej układanki
Wracając do gości – pojawił się jeszcze Kamil Bednarek w utworze „Nie zatrzymasz miłości” oraz (znany już z Abraskadubry) Frachu w kawałku „Legalize it!”.
Na uwagę zasługują także tytułowe „Bieguny” – liryczne, wyciszające, oszczędne instrumentalnie. Dzięki temu dajemy się uwieść uwypuklonemu damskiemu wokalowi.
Niewątpliwie jest progres. Ciekawie brzmi ta wokalna przeplatanka Martyny i dotychczas odpowiedzialnego za wokal Przemka, sekcja dęta – moim zdaniem przejęła władzę nad tą płytą, stanowiąc najmocniejszy element tej pajujowej układanki. Przyczepić się nie ma za bardzo do czego, ale… no właśnie… gdzieś tam brakuje mi takiego niewymuszonego, nośnego i niezwykle radosnego utworu pokroju „Zielonego roweru dziadka”, czy „Malowanej reggae”. Koniec i kropka.
Autor: Ola Krajewska
Zdjęcie: nadesłane