Początek lutego wyznaczony został jako termin bezapelacyjnie największej (pod względem nakładów finansowych i promocyjnych) metalowej premiery tego roku w Polsce. Z pewnymi liczbami dyskutować się po prostu nie da – na „The Satanist” czeka cały metalowy świat a recenzje/artykuły/wywiady w mediach (nie tylko branżowych bo o Behemoth głośno min. w BBC czy New York Times) z różnych zakątków globu świadczą o marce i estymie, jaką zespołowi Nergala dane jest się dziś cieszyć. Parafrazując jednak słowa Voltair’a – z wielką popularnością przychodzą wielkie oczekiwania, warto więc sprawdzić czy nowym krążkiem Behemoth zdoła zaspokoić rozbudzone apetyty fanów muzyki gitarowej.
Płytę rozpoczyna singlowy Blow Your Trumpets Gabriel, marszowy, utrzymany (przynajmniej w pierwszej części) w średnim tempie utwór przypominający nieco Ov Fire And The Void z poprzedniczki. Bardzo dobry otwieracz, zapowiadający jedną z cech charakterystycznych tej płyty – sporą jak na zespół wielowątkowość utworów, w których szybkie brutalne partie mieszają się wolniejszymi, monumentalnymi fragmentami, ciężkie riffy z melodyjnymi solówkami, ściany dźwięku z wyciszającymi momentami. To co było dodatkiem do kawałków z Evangelion, na The Satanist zostało szalenie mocno wyeksponowane, stanowiąc w zasadzie pierwszoplanową wartość płyty. LP charakteryzuje również niespotykane dotychczas na podobną skalę w muzyce Behemoth wykorzystanie partii chóralnych, trąb, sampli i elementów mających za cel budowanie atmosfery i klimatu. Muzycy nie boją się sięgać również po melodie – solo gitarowe w Messe Noire jest tego najlepszym przykładem.
Behemoth nie zapomniał na szczęście o fanach ekstremy, takie utwory jak Furor Divinus, Messe Noire czy Amen to bezkompromisowe granie, przepełnione jadem, mocą i czarcią wręcz energią. Obok jednak w/w utworów znajdują się takie rodzynki jak Ora Pro Nobis Lucifer (rock’n’rollowy wręcz drive), The Satanist (utrzymany w (sic!) balladowej formie), orientalny Ben Sahar, czy hipnotyzujący, przyjemnie bujający O Father O Satan O Sun!
The Satanist zapowiadany był jako manifest człowieka, istoty wolnej, myślącej, niezależnej i nieskrępowanej. Nergal nie od dziś kreuje się na ambasadora tego typu wzniosłych treści, budując na tej kanwie swój medialny image. Ile w tym szczerości i prawdziwej postawy trzeba ocenić samemu, faktem jednak jest, że od strony lirycznej album potrafi przekonać. Za teksty obok Nergala odpowiada tradycyjnie również Krzysztof Azarewicz, dlatego też o ten aspekt można było być spokojnym. Co ciekawe takich numerów jak Messe Noire, Ora Pro Nobis Lucifer czy O Father O Satan O Sun! nie powstydziłyby się kapele powiązane z nurtem satanizmu teistycznego, biorąc jednak pod uwagę konwencję płyty warto interpretować je wieloznacznie.
Behemoth wraz z premierą The Satanist stanie się pewnikiem jeszcze większym ambasadorem polskiego metalu na świecie. Listę OLiS i platynę mają w Polsce na stracie, świat (czego ogromnie muzykom życzę) też powinien nowy album Nergala, Oriona, Inferno i Setha przyjąć z niekłamanym entuzjazmem. Krążek zdecydowanie na to zasługuje.
Na tle pozostałych numerów ciekawie prezentuje się In The Absence Ov Light (w którym Nergal recytuje fragment „Ślubu” Gombrowicza). Przy okazji tego zabiegu nie obejdzie się pewnie (ze strony części odbiorców) bez oskarżeń o pretensjonalność i tanią bufonadę, moim jednak zdaniem ryzyko się opłaciło. Tekst dobrze koresponduje z myślą przewodnią płyty i podobnie jak w przypadku Micińskiego z Evangelion wprowadza pewne urozmaicenie.
Behemoth wraz z premierą The Satanist stanie się pewnikiem jeszcze większym ambasadorem polskiego metalu na świecie. 1 na liście OLiS i platynę mają w Polsce na stracie, świat (czego ogromnie muzykom życzę) też powinien nowy album Nergala, Oriona, Inferno i Setha przyjąć z niekłamanym entuzjazmem. Krążek zdecydowanie na to zasługuje.
9/10 by Synu.