Kolejny tydzień zajmujemy się nominacjami do Oscarów 2014. Wiecie, że kilka dni temu lista kandydatów do odbioru statuetki Amerykańskiej Akademii Filmowej uległa drobnym zmianom? Pamiętacie piosenkę „Alone Yet Not Alone” z filmu o tym samym tytule, którą prezentowałam Wam tydzień temu? Została usunięta z wyścigu o nagrodę. Kompozytor jest podejrzewany o wykorzystanie swoich kontaktów w Akademii, gdzie sam zajmował niegdyś ważną funkcję. Z racji, że wycofanej kandydatury nie zastąpiono inną, na polu bitwy pozostają jedynie cztery utwory.
Jednym z istotnych elementów filmu – obok muzyki – jest niewątpliwie scenografia. W tej kategorii zostały nominowane: „American Hustle”, „Grawitacja”, „Ona”, „Zniewolony. 12 Years a Slave” i „Wielki Gatsby”.
Magiczna powieść Fitzgeralda, lata 20. Zakochałam się w książce, którą czytałam już jakiś czas temu i długo nie mogłam przekonać się do sięgnięcia po najnowszą adaptację filmową. Ostatecznie nie zawiodłam się. Oczywiście film nie jest w stanie zupełnie oddać wspaniałości słowa pisanego, ale uważam, że – jak to się mówi – daje radę. Utrzymuje ten rozedrgany klimat napięcia, wyczekiwania, jakby duszności. Mimo że rozwój akcji nie mógł mnie zaskoczyć, śledziłam ją z zainteresowaniem. Sprawiało mi przyjemność obserwowanie szczęśliwych spotkań Jaya i Daisy, wstrzymywałam oddech, gdy przemoczony do suchej nitki Gatsby wchodził do pełnego kwiatów salonu Nicka, przyprawiał mnie o dreszcze widok wybiegającej na drogę pani Wilson. Przeżywałam wszystko jeszcze raz. Nie wiem – nie jestem w stanie ocenić – czy film jest słaby, jak niektórzy mówią, a ja mam do niego sentyment ze względu na przypominanie sobie podczas seansu zdanie po zdaniu Fitzgeraldowej narracji, czy też jest po prostu świetnie zrobiony, jak mówią inni. A może to moja – nasilająca się z każdą obejrzaną produkcją – słabość do Leonardo diCaprio? Summa summarum, polecam Wam zarówno książkę, jak i film.
Kolejnym ocenianym przez widzów oraz Akademię Filmową elementem są efekty specjalne. W tym roku nominowano następujące produkcje: „Hobbit: Pustkowie Smauga”, „Grawitacja”, „Jeździec znikąd”, „W ciemność. Star Trek” i „Iron Man 3”. Co do genialnego Tonego Starka… Tak, efekty – owszem – były niczego sobie. Poza tym myślę, że „trójka” to najsłabsza część z serii o miliarderze ratującym świat.
Podzielone są również zdania odnośnie drugiej części „Hobbita”. Mnożą się przeciwnicy kręcenia trylogii na podstawie jednej książki. „Niezwykła podróż” bardzo mnie zaskoczyła. Podchodziłam do niej sceptycznie, nie wierząc, że po „Władcy pierścieni” coś w tym gatunku jeszcze mnie zachwyci. Jednak Peter Jackson zdał egzamin. „Pustkowie Smauga” oceniłabym na jedno oczko niżej, ale nie dramatyzowałabym, że „zepsuli całą książkę”, „fabuła w ogóle nie przypomina oryginału”, „powtarzalne efekty”, „bohaterowie bez wyrazu” – chociaż Orlando Bloom mógłby przypomnieć sobie jak wykreował Legolasa, którego już znamy, zamiast tworzyć zupełnie nową postać.
Co o tym myślicie? Czekacie na zwieńczenie trylogii czy przyłączacie się do bojkotu rozciąganego wzdłuż i wszerz „Hobbita”? Zapraszam do dyskusji.