Ubiegły rok obfitował w wiele interesujących, muzycznych debiutów. Do tych najistotniejszych można zaliczyć z pewnością „Helladę” zespołu Rebeka. Dzięki temu krążkowi zaczyna się wierzyć, że dystans dzielący polską i zagraniczną scenę elektroniczną nie jest tak duży, jak mogłoby się wydawać.
Rebekę, czyli poznański duet w składzie Iwona Skwarek i Bartosz Szczęsny, okrzyknięto nadzieją polskiej sceny alternatywnej już w 2011 roku. Wtedy to wypuszczono pierwszy singiel pt. „Fail”. Dynamiczna i energetyczna kompozycja przetarła szlaki dla kolejnego utworu – „Stars”, wydanego przez portugalskie wydawnictwo Disco Texas. W maju ubiegłego roku przyszedł czas na debiutancki album Rebeki – „Helladę”. Tytuł wydawnictwa wskazywałby na to, że będzie klasycznie, umiarkowanie, słowem – gustownie. Wszystko jak najbardziej się zgadza. Nie oznacza to jednak, że krążek pozbawiony jest „wewnętrznego rozedrgania”.
„Hellada” to jednak płyta, której (nawet pomimo braku namiętnej miłości do syntezatorów) warto posłuchać. Zrobić powinni to zwłaszcza ci, którzy twierdzą, że tego typu muzyka pozbawiona jest emocji – tych zdecydowanie na „Helladzie” nie brakuje.
Brzmieniowo Rebeka konsekwentnie kombinuje – poszukuje brzmienia, bawi się dźwiękiem. Oprócz klawiszy Iwony Skwarek (będących prezentem z okazji I Komunii) usłyszeć można różnego typu syntezatory, analogowe sprzęty czy gitarę elektryczną. – Rebeka jest tym, co chcę robić, muzycznie wyraża moją mroczną duszę – mówiła w jednym z wywiadów artystka. Rzeczywiście, kilka kompozycji sprawia wrażenie lekko mrocznych, niepokojących – tak jest między innymi z otwierającym płytę kawałkiem „Sisters” czy „Knife In Heart”. Z kolei „Melancholia”, „Unconscious” czy wspomniany wcześniej „Stars” to utwory, które dzięki swojemu piosenkowemu, popowo-tanecznemu charakterowi z powodzeniem mogłyby pretendować do miana radiowych przebojów. Zwłaszcza ten ostatni zdobył chyba największą popularność wśród słuchaczy i doczekał się między innymi remiksu zrobionego przez Punks Jump Up czy klubowej wersji Mirror. „War” to utwór zupełnie inny, kolejna odsłona muzycznej krainy, po której Rebeka oprowadza – tym razem jest subtelnie, delikatnie, lirycznie. Idealne podsumowanie całości stanowi kołysząca „Hellada”. Sami artyści opisywali swój krążek jako miejsce dla „brudu, piękna, emocji i piosenek”. Te cztery słowa najlepiej chyba oddają istotę kompozycji, które usłyszeć można na debiutanckim albumie.
Elektroniczne eksperymenty nie wszyscy lubią i nie wszyscy lubić muszą. „Hellada” to jednak płyta, której (nawet pomimo braku namiętnej miłości do syntezatorów) warto posłuchać. Zrobić powinni to zwłaszcza ci, którzy twierdzą, że tego typu muzyka pozbawiona jest emocji – tych zdecydowanie na „Helladzie” nie brakuje.
zdjęcie: nadesłane