Obecny sezon anime wprowadził na rynek kilka ciekawych pozycji. Na jedną z serii natknęłam się zupełnie przypadkiem i już po pierwszych odcinkach mnie zaintrygowała. I chociaż serii brakuje jeszcze dwóch odcinków do końca, już teraz wiem, że może trafić ona na moją listę ulubieńców.
Noragami, o którym mowa, to historia trzech bohaterów pierwszoplanowych. Nastoletnią uczennicę Hiyori poznajemy, gdy ratuje na ulicy chłopaka, przez co sama wpada pod samochód. W wyniku wypadku dziewczyna potrafi oddzielić się duchem od swojego ciała, co sprawia, że ma połączenie między światem żywych a umarłych (w serii określonymi jako Bliskie i Dalekie Wybrzeże). Chłopak, którego uratowała – Yato, to bóg wojny. Wykonując drobne prace dla ludzi zbiera fundusze na wybudowanie swojej świątyni. W serii bardzo często staje się to obiektem żartów. Początkowo zapowiada się raczej jak niezobowiązująca komedia. Jednak Noragami to coś więcej niż nabijanie się z biednego boga w przepoconym dresie. Yato okazuje się intrygującą postacią, a za zawadiaką marzącym o rzeszy wyznawców, kryje się ciemna strona.
Pozornie zwyczajna uczennica Hiyori się wybroniła. Po raz kolejny kobieca kreacja urzekła mnie tym, że nie boi się brać spraw w swoje ręce, nawet jeśli może przez to narazić się na niebezpieczeństwo. Całe szczęście nie jest kolejną transparentną bohaterką. Uroku dodaje jej jeszcze purpurowy ogon, towarzyszący jej, gdy przybiera postać ducha.
Gdy do grona bohaterów dołącza Yukine, sprawy nieco się komplikują. Bohater jest tak naprawdę duchem chłopca, którego Yato przyzwał jako swój Artefakt lub Świętą Broń. Każdy z bogów, jako że jego chlebem powszednim jest walka z demonami, musi posiadać narzędzie do walki. Jednak Artefakty to nie tylko narzędzia – to kompani a niejednokrotnie i kłopoty dla danego boga. Choć początkowo myślałam, że Yukine będzie kolejnym denerwującym bohaterem, który nie potrafi nic tylko marudzić, przyjemnie się rozczarowałam. Małemu blondynowi twórcy nie poskąpili charakteru i okazało się, że to naprawdę sympatyczny dzieciak, który nawet potrafi dogryźć Yato. Wszyscy razem tworzą naprawdę przyjemnie współgrającą ekipę, a gdyby tego było mało, w serii pojawia się kilka równie zabawnych czy tajemniczych postaci.
Od strony wizualnej nie ma się do czego przyczepić. Studio BONES spisało się na medal. Kreska w anime jest naprawdę dopracowana, a sposób narysowania bohaterów w momentach humorystycznych przywodzi na myśl ten z Alchemików. Sam Yato przypomina mi odrobinę Okumurę Rina z Ao no Exorcist, ale dla mnie niebieskooki brunet z kataną nie jest złym zestawieniem. Nawet pozornie zwyczajna uczennica Hiyori się wybroniła. Po raz kolejny kobieca kreacja urzekła mnie tym, że nie boi się brać spraw w swoje ręce, nawet jeśli może przez to narazić się na niebezpieczeństwo. Całe szczęście nie jest kolejną transparentną bohaterką. Uroku dodaje jej jeszcze purpurowy ogon, towarzyszący jej, gdy przybiera postać ducha.
Noragami to coś więcej niż nabijanie się z biednego boga w przepoconym dresie. Yato okazuje się intrygującą postacią, a za zawadiaką marzącym o rzeszy wyznawców, kryje się ciemna strona.
Gdy patrzę na liczbę odcinków w tym sezonie, mam szczerą nadzieję, że to nie będzie jeszcze koniec historii. Już od jakiegoś czasu serie anime oscylują w granicach 10-14 odcinków. W większości przypadków to nie jest przeszkoda, ale jeśli o Noragami chodzi, seria mogłaby dorównywać długością Brotherhoodowi, który wyszedł spod ręki studia BONES. Póki co czuję ogromny niedosyt, bo do końca sezonu dwa odcinki, a ja nadal mam więcej pytań, jak odpowiedzi.
Jeśli po pojawieniu się odcinków kończących serię moja ocenia nie ulegnie zmianie na gorsze, noragami naprawdę ma szansę dołączyć do zaszczytnego grona faworytów. Oby te ostatnie dwa odcinki nie były definitywnym końcem serii bo wiem, że można wyciągnąć z historii dużo więcej.
grafika: Piotr Murzyński