Relentless Reckless Forever to już 7 krążek studyjny Finów z Children of Bodom. Po 3 latach od wydania dosyć kiepskiego „Blooddrunk” panowie powracają z premierowym materiałem. Czy jest to powrót w chwale i z podniesionym czołem, czy raczej kolejny strzał w stopę będący gwoździem do trumny Finów? Tak na dobrą sprawę ani jedno, ani drugie.
3 lata po ostatnim LP Children of Bodom oddają do rąk fanów 9 premierowych kompozycji. Szkoda tylko, że płytka jest tak krótka – krążek przelatuje przez odtwarzacz w niecałe 40 minut – co po 3 letnim oczekiwaniu na nowy materiał pozostawia duży niedosyt.
Ale do rzeczy. Otwierający LP numer „Not My Funeral” od razu wywołuje uśmiech na twarzy, zwracając uwagę tym co w COB charakterystycze – szybkie tempa, kąśliwe riffy, wściekły wokal Alexiego przeradzający się w charakterystyczny śpiew, w końcu śmigająca solówka przeplatana partiami syntezatora Jannego Wirmana – słowem – jest dobrze.
panowie odrobili po prostu zadanie domowe, niespecjalnie się przy tym pocąc. Nagrali płytę przyzwoitą – ale tylko tyle.
Kolejne utwóry przynoszą niemniejsze wrażenia – na czele z b.dobrymi „Roundtrip to Hell and Back” i „Ugly” krążek serwuje całkiem smakowite kąski. Płytka jest równa, żaden z utworów nie brzmi na szczęście jak zapychacz czy odrzut z sesji nagraniowej. W kilku kawałkach panowie umieścili cytaty z filmów, co ma z pewnością wywołać miłe skojarzenia z poprzednimi płytami z Fallow The Reaper na czele.
Skoro mowa już o poprzednich płytach – jeśli umiejscowić miałbym ten krążek na tle dotychczasowej dyskografii zespołu to najbliżej mu do Hate Crew Deathroll. Nie ma wprawdzie na RRF takich killerów jak „Sixpounder” czy „Bodom Beach Terror” – jest to jednak, podobnie jak HCD płyta z jednej strony bardzo przebojowa i nowoczesna, z drugiej jednak z pazurem i wyczuwalnym duchem muzyki COB.
No ale… właśnie – skoro wszystko jest w porządku to dlaczego pozostaje niedosyt? Otóż 7 lat od ostatniej dobrej płyty dzieciaków to szmat czasu. Słaby Blooddrunk i nienajlepszy Skeletons In The Closet (typowy zapychacz w dyskografii) zaostrzył apetyty na powrót COB w więcej niż dobrym stylu. Tymczasem kapela nagrała płytkę tylko dobrą – trochę zbyt zachowawczą i rzemieślniczą.
Panowie nie wznieśli się na wyżyny twórcze, co więcej nie zbliżyli się nawet do swoich najlepszych dokonań. Chciałoby się również znaleźć i uwierzyć w szczerą wsiekłość i nieskrępowaną dzikość wyczuwalną na dawnych płytach zespołu. Dziś jednak w/w wydają się trochę wymuszone – panowie odrobili po prostu zadanie domowe, niespecjalnie się przy tym pocąc. Nagrali płytę przyzwoitą – ale tylko tyle.
Pozostaje mieć nadzieję, że to nie wszystko na co stać dzieciaków z Bodomu. Nadzieję na to, że na kolejny krążek nie przyjdzie znów tyle czekać. I że jeszcze kiedyś panowie wyrwą nas z butów – na razie jadnak ta muza ledwo rozwiązała mi sznurowadła.
7/10 by Synu