W zeszłym tygodniu mówiliśmy o Christianie Bale’u. Dziś zajmiemy się produkcją z 2002 roku, w której zagrał główną rolę. To „Equilibrium”, czyli spokój, opanowanie, równowaga psychiczna. Stanowi filmową wizję futurystyczną, prowadząc nas do świata bez uczuć.
W pierwszych latach XXI wieku wybuchła trzecia wojna światowa. Ci, którzy przeżyli wiedzieli, że czwartej ludzkość nie przetrwa. Wielkoduszny przywódca, jakim jest tajemniczy Ojciec, tłumaczy: „Naszych ulotnych bytów nie wolno więcej wystawiać na ryzyko”. Dlatego stworzono nowy porządek świata.
To, czego najbardziej się obawiano, to wojna, prawda? Założono, że jest ona skutkiem strasznej ludzkiej choroby. Objawy: nienawiść, gniew, zazdrość, wściekłość. Diagnoza: odczuwanie. A że należy walczyć nie z objawami, a z samą chorobą, to powstaje lek, który eliminuje ludzkie uczucia. Każdy mieszkaniec Librii ma obowiązek codziennie go sobie aplikować. Buntownicy, odmawiający przyjmowania leku są ścigani przez specjalnych stróżów prawa. Christian Bale wraz z innymi przeszkolonymi mordercami tropi ludzi, którzy odczuwają. Chłopaki niszczą wszystkie przedmioty, prowokujące do odczuwania: książki, filmy, nośniki muzyki, obrazy. Bale i jego waleczni kumple sprawiają – według słów mitycznego Ojca – że: „W ludzkich sercach nareszcie zapanował spokój. Nareszcie wojna staje się słowem, którego znaczenie przestajemy zrozumieć”.
Jest w tym jednak pewien paradoks. By zapobiec wojnie, władza masowo zabija. To permanentna walka z tym, co w człowieku najnaturalniejsze i co praktycznie tworzy jego istotę. Zakazuje się odczuwania, by nie budzić w ludziach gniewu i zazdrości, a zabija się masowo, potem już bez procesu, na miejscu. Całopalenie, jakie jest karą dla odczuwających, stanowi aluzję do Holokaustu. A to właśnie nagrania z przemówień Hitlera są odtwarzane Librianom jako przestroga przed podobną zawiścią i uargumentowanie walki z odczuwaniem.
Pewnego dnia kleryk John Preston, którego gra Bale, nie przyjmuje swojej dawki Prozium. Trudno mu już wtedy przejść obojętnie obok skomlenia rozstrzeliwanych bezbronnych i niewinnych szczeniaków. Jednak jego pozycja wymaga, by w dalszym ciągu patrzył na śmierć ludzi oraz sam ją zadawał. Jak wybrnie z sytuacji? Sięgnie po lek, który znieczuli go na wszystko, co przez ostatnie dni nagle tak go dotknęło? Zobaczcie. Należy mieć na uwadze, że film ma już swoje lata. Preston momentami przypomina Matrixowego Neo. Sceny walki mogą bawić. Ale i tak warto.
To, co mnie zachwyciło, to to, że w konfrontacji buntownika z reprezentantem władzy naprawdę widać, które z nich czuje. Ich oczy i mięśnie twarzy rysują niesamowity kontrast. Na pewno to również kwestia autosugestii ze strony widza – mojej strony – ale utalentowani aktorzy także grają tu niemałą rolę.
Widzieliście ten film? Może podoba Wam się wizja świata bez uczuć?