Ostatnio było bardzo sentymentalnie, prawda? Tańczyliśmy do piosenki „A Soft Place To Fall” z Kristin Scott Thomas i Robertem Redfordem. Dziś zatańczy dla nas mistrz – jedyny w swoim rodzaju Al Pacino. Stary kawaler, ojciec trójki dzieci. Facet, który lubi kobiety potrafiące gotować i ze wszystkimi spośród swoich licznych byłych się przyjaźni.
Alfredo James Pacino urodził się 25 kwietnia 1940 roku w Nowym Jorku. Jego rodzice pochodzili z Sycylii. Gdy miał 2 lata, rozwiedli się i mały zamieszkał z matką u dziadków – okolice zoo na Bronxie to miejsce, które Pacino często wspomina w wywiadach. Uwielbiał przesiadywać z dziadkiem na dachu i słuchać snutych przez niego opowieści.
Sonny – bo tak nazywano małego Alfredo – był niesfornym dzieckiem, ale już w szkole przejawiał niemałe zdolności aktorskie. Kiedyś nauczycielka powiedziała mu: „Masz w sobie ogień sycylijskich aktorów!”. Kształcenie w tym kierunku przerywał mu jednak brak pieniędzy i destruktywny tryb życia.
W międzyczasie był pucybutem, kasjerem w supermarkecie, gońcem, sprzedawcą butów, tragarzem mebli, pracownikiem biurowym. Sprzedawał gazety czy polerował owoce na straganie. Jednak w końcu pojawił się na scenie! W latach 60. grywał w kawiarniach, piwnicach, starych magazynach. Niedługo po tym, jak przebił się na Broadway, otrzymał teatralnego Oscara, czyli nagrodę Tony.
Kiedy już poczuł smak radości z możliwości docierania do szerszego grona odbiorcy, zabrał się za kino. Zadebiutował małą rolą w filmie „Ja, Natalia”. Ale tak naprawdę zaistniał w świadomości odbiorców dopiero po „Narkomanach”. Film ten bardzo przypomina mi późniejszy „Requiem dla snu”. A w 1972 roku zaczęło się na dobre! Mówiło się, że po „Ojcu chrzestnym” Pacino powiedział: „Przyszli na seans, aby zobaczyć Marlona Brando, ale wyszli z niego zapamiętawszy mnie”, jednakże Al wyparł się tych słów.
W kolejnym roku wyszedł „Serpico” – nie tylko źródło doznań artystycznych, ale też hołd dla uczciwego policjanta, z którego postacią Al bardzo na planie się zżył. Rola ta zagwarantowała mu pierwszy Złoty Glob.
Gdybym miała wymienić wszystkie produkcje z Alem w roli głównej, albo chociażby tylko wszystkie dobre produkcje, zajęłoby to o wiele za dużo czasu. Wspomnę dlatego jedynie te, które najbardziej lubię.
Po drugiej części sagi rodu Corleone, filmowy brat Dona Michaela, John Cazale, napadł z Alem na bank w Oscarowym „Pieskim popołudniu”. Film jest rewelacyjny. A zupełnie z innej beczki – pełen zbawiennego dystansu dramat sądowy „…I sprawiedliwość dla wszystkich”. A finał trylogii o Ojcu Chrzestnym? Powstał pomimo wszystkich trudności i zachwycał lub rozczarowywał, ale na pewno wzbudzał zainteresowanie.
Rok 1992 i poruszający „Zapach kobiety” zaowocował oczekiwanym przez lata Oscarem. Rok później Pacino znów stał się gangsterem. Brian De Palma powtórnie zafundował mu to w świetnym „Życiu Carlita”. Porywająca „Gorączka” i duet z przyjacielem Robertem De Niro. A w 1997 roku Al pojawił się w genialnych produkcjach, których chyba nikomu nie trzeba przedstawiać – to „Donnie Brasco” i „Adwokat diabła”. Bardzo podobały mi się też sportowa „Męska gra” i niepopularna „Simone”. Możecie sięgnąć po nią, jeśli zaintrygowała Was zeszłoroczna Oscarowa „Ona”. Motyw ten sam, choć zupełnie inny klimat.
Wymieniłam któryś spośród Waszych ulubionych filmów?
O tym aktorze mogłabym mówić i mówić. Myślę, że jest postacią tak barwną, z filmografią tak bogatą, że jeszcze niejednokrotnie okaże się tematem naszych peregrynacji po świecie X Muzy. Jednak póki co – kończymy nasze filmowe podróże, zamykamy sezon. Wszystkie moje felietony znajdziecie na naszej stronie. Na najbliższe dni życzę powodzenia na sesji, a na okres wakacyjny obejrzenia wielu świetnych produkcji. Mam nadzieję, że usłyszymy się ponownie w październiku 🙂