Przyznam szczerze, że podchodziłem do tego albumu jak pies do jeża – posłuchałem Surtur Rising za pierwszym razem jednym uchem i odstawiłem album na półkę. Wczoraj złapałem jednak ponowną zajawkę na muzykę Szwedów i druga runda z najnowszym dziełem Amon Amarth okazała się diametralnie inna – współcześni wikingowie po raz koleny dowodzą, że są składem doskonale zaprawionym w boju. Ostrzcie więc topory, naoliwiajcie hełmy i malujcie tarcze w barwy wojenne. Ragnarok nadchodzi!
Jeśli znacie twórczość AA, doskonale zdajecie sobie sprawę,czego można się po Szwedach spodziewać. Od roku 1992 zespół ten bowiem kroczy sobie pewnie melodic death metalowym szlakiem komponując muzykę w całości poświęconą mitologii nordyckiej i historii północnych Germanów. Na 8 płycie znów spotkamy więc hymny na cześć bogów Asgardu, wojowników Valhalli, postaci, scen, historii i wierzeń Wikingów. Epickie teksty okraszone klimatyczną muzyką to od lat znak rozpoznawczy Amon Amarth. Nie inaczej jest w przypadku Surtur Rising.
Udało się Szwedom po raz kolejny zbudować album zawierający charakterystyczne elementy ich twórczości – melodykę, agresję, klimat, ciekawe aranżacje, organiczność, który nie traci jednocześnie na świeżości.
Przyznam szczerze, że podchodziłem do tego albumu jak pies do jeża – posłuchałem Surtur Rising za pierwszym razem jednym uchem i odstawiłem album na półkę. Wczoraj złapałem jednak ponowną zajawkę na muzykę Szwedów i druga runda z najnowszym dziełem Amon Amarth okazała się diametralnie inna – współcześni wikingowie po raz koleny dowodzą, że są składem doskonale zaprawionym w boju. Ostrzcie więc topory, naoliwiajcie hełmy i malujcie tarcze w barwy wojenne. Ragnarok nadchodzi!
Jeśli znacie twórczość AA, doskonale zdajecie sobie sprawę,czego można się po Szwedach spodziewać. Od roku 1992 zespół ten bowiem kroczy sobie pewnie melodic death metalowym szlakiem komponując muzykę w całości poświęconą mitologii nordyckiej i historii północnych Germanów. Na 8 płycie znów spotkamy więc hymny na cześć bogów Asgardu, wojowników Valhalli, postaci, scen, historii i wierzeń Wikingów. Epickie teksty okraszone klimatyczną muzyką to od lat znak rozpoznawczy Amon Amarth. Nie inaczej jest w przypadku Surtur Rising.
Album z kilkoma wyjątkami utrzymany jest raczej w średnich tempach. War Of The Gods to wspaniały opener ze świetną perkusyjną galopadą w okolicach 3 minuty, Töck’s Taunt – Loke’s Treachery Part II wprowadza powoli niezły klimat przechodząc w Destroyer Of The Universe, który gna dla odmiany jak bitewny rumak by znow przy Slaves Of Fear dać złapać słuchaczowi oddech. Po nim następuje prawdziwy killer – Live Without Regrets – ten numer urwał mi głowę! Taki AA kupuje w ciemno – doły Hegga takie jak trzeba, gitarki pracują niczym naoliwione tryby, sekcja soczyście podkreśla rytm – słowem jest pięknie. Następny hicior – For Victory Or Death – z błyskawicznie wpadającą w ucho melodią na początku, to murowany kandydat na koncertowy must be. Konczący płytkę Doom Over Dead Man przypomina mi z kolei Under the Northern Star z With Oden on Our Side (2006) – znów jest wolno, epicko i klimatycznie.
Udało się Szwedom po raz kolejny zbudować album zawierający charakterystyczne elementy ich twórczości – melodykę, agresję, klimat, ciekawe aranżacje, organiczność, który nie traci jednocześnie na świeżości. Ze wszech miar ogranego schematu panowie wciąż potrafią stworzyć rzecz wartą uwagi. Bardzo dobra płytka, bez wypełniaczy czy słabszych momentów.
Co tu dużo mówić, Surtur Rising to prawdziwie solidny tytuł. Kolejny mocny LP w dyskografii Szwedów. Cieszy fakt, ze są jeszcze na scenie MDM kapele które nie dają ciała, potrafiąc przez lata trzymać fason. Wracam do najnowszego dziecka Amon Amarth, w końcu Valhalla awaits!
9/10 by Synu.