„Terrrrapia” to trzecia studyjna płyta formacji Raggafaya, będąca jednocześnie pierwszą w pięcioosobowym składzie. Czy zmieniło się coś poza liczbą członków? Absolutnie nie! „Terrrrapia” serwuje tę samą energetyczną bombę, jaka do tej pory charakteryzowała Raggafayę.
Krążek buja, bawi i urzeka od pierwszego… spojrzenia, bowiem już okładka zachęca do zagłębienia się w jego treść. Przyznajmy szczerze, któż oprze się różowemu gorylowi siedzącemu na kozetce u samego Elvisa? (za to ukłony w stronę Chilla, który odpowiedzialny jest za projekt).
A tam już od pierwszych dźwięków odczuwamy całą magię zespołu, wyłaniającą się zwłaszcza w mocnych, energetycznych, wwiercających się w głowę i tam pozostających refrenach. Otwierająca „Tango i rumba” to taka dotychczasowa Raggafaya w pigułce, koncentrat muzyczny na dobry początek nowego krążka.
Przepowiednia drugiego kawałka, zatytułowanego .„Podłącz mnie”: „bo kiedy pojawię się w odbiornikach, poczujesz jak całe napięcie znika”, spełnia się wraz z wyśpiewaniem jej po raz pierwszy. Wsłuchując się w wokalny duet Hauka & Chill podejrzanie wzrasta poziom dobrego nastroju, a na myśl przychodzi raggafayowy evergreen „Dźwiękoszczelni”.
„Sąsiedzi” zaskakują elektronicznym, ciężkim wstępem, by następnie płynnie przejść w reggae’ową opowieść o sąsiadach-clownach, co to przesadzają i spać nie dają. Swoją pozytywną ocenę o tym kawałku moi sąsiedzi wyrazili waląc w kaloryfer w rytm muzyki o 23.00, zatem jest to idealny soundtrack do międzypiętrowej integracji.
Pamiętacie bary na plaży w amerykańskich serialach lat 90′ ? Zespół ubrany w jednakowe hawajskie koszule z marakasami w dłoniach, podrygujący gdzieś pomiędzy barem, a brzegiem oceanu… To właśnie taki obrazek, ten klimat (i ten dźwięk) przywołuje kawałek „Nie rozumiem”. Refren mogący z powodzeniem zostać dzienną mantrą: „wstaję, siadam, lecę i opadam, i tak dobrze mi jest.”, sprawia, że…tak dobrze mi jest.
Raggafaya nie serwuje nam jednak samych wesołkowatych, relaksujących i przepełnionych zabawą słowem utworów. Jest „System korporacji”, który zasługuje na wzmiankę nie tylko ze względu na poważny i refleksyjny tekst, lecz także na piękną gitarową solówkę. Prawdziwą terapią na skołatane nerwy, na poniedziałek, na korek na drodze i na stan ‘bo śnieg’ jest jednak cover rosyjskiej grupy Leningrad „Huyamba”. Słysząc wykrzyczane „magic people, voodoo people!” nic, prócz tupania nóżką, Cię nie interesuje. Można co prawda zarzucić, że oryginał lepszy, że w ogóle na koncertach lepiej styka, jednak jest to numer, który odsłuchasz co najmniej 3 razy zanim przeskoczysz do kolejnego.
Na płycie są i goście. Jest Kamil Bednarek, którego przedstawiać raczej nie trzeba nikomu, a który – przyznaję, że ciężko to napisać – irytuje dziwną manierą, zapożyczoną chyba od nastoletnich fanek. Jest także pochodzący z Koszalina raper Neile, pojawia się także były członek i założyciel formacji – Rafał Komorowski oraz najlepsza sekcja dęta polskiego reggae, znana z TABU – Bimber Brass. Dęciaki świetnie wpasowały się w klimat i są wisienką na torcie wspomnianych już kawałków: „Huyamba” oraz „Tango i rumba”.
12 utworów będących kwintesencją „raggafayizmu”, stylu wypracowanego przez koszaliński skład, który już dawno wyszedł poza gatunkowe ramy, a którego pomylić z innymi się nie da. Tytułowa „Terapia” działa, a słuchacz dostaje nie tylko „na chwilę relaksik”, lecz około 45-minutową sesję, która „daje kopa” jeszcze przez długi czas.
Aleksandra Krajewska