3 dekady scenicznej działalności na karku, a symptomów zmęczenia czy artystycznego wypalenia na horyzoncie nie widać. Ba, muzyka Overkill wydaje się być jak wino – im bogatsza stażem, tym większy zachwyt towarzyszący jej konsumpcji. Chociaż samej Electric Age bliżej rzecz jasna do dużo mocniejszych trunków.
Electric Age to w zasadzie bezpośrednia kontynuacja poprzedniczki – wydanej w 2010 roku płyty Ironbound. Wciąż mamy bowiem do czynienia z niesamowicie przebojowym, energicznym materiałem, który może być stawiany jako wzór nowoczesnego thrashu. Szybko, konkretnie, żywiołowo i witalnie.
Temperatura dobija do maksimum, powietrze wrze, a systemy bezpieczeństwa dawno już przestały spełniać swoją rolę. Uwielbiam takie muzyczne tornada.
Długie kompozycje do których przyzwyczaili nas muzycy z New Jersey to również w tym przypadku znak rozpoznawczy wydawnictwa. 5, 6 minutowe utwory, oparte na niebywale chwytliwych patentach wchodzą przeważnie bez popitki już przy pierwszym przesłuchaniu. Cięte riffy, bajeczne solówki, rewelacyjne wokale Bobbiego „Blitza” Ellswortha, pędząca perka (no może pomijając nieszczęsne triggery 😉 czyli wszystko to na czym skuteczny metalowy sound powinien się opierać.
Jedną z największych zalet płyty jest niewątpliwie jej niezwykły ładunek energetyczny (korespondencja zawartości płyty z tytułem jest jednoznaczna). Takie numery jak Come And Get It, Electric Rattlesnake, Save Yourself, Drop The Hammer Down czy 21ST Century Man gnają niczym rozpędzony pociąg, zmiatając wszystko co spotyka na swojej drodze. Instrumenty brzmią jakby całość w każdej chwili miała rozlecieć się w pył i tylko jakieś niewytłumaczalne zjawisko wciąż jeszcze spaja wszystkie elementy w jedną strukturę. Temperatura dobija do maksimum, powietrze wrze, a systemy bezpieczeństwa dawno już przestały spełniać swoją rolę. Uwielbiam takie muzyczne tornada.
Może i nie wszystkie zamieszczone na płycie utwory jednakowo rozkładają mnie na łopatki, jest to jednak spowodowane raczej indywidualnymi preferencjami, a nie znaczącymi różnicami w poziomach poszczególnych numerów. Nie można bowiem w żadnym wypadku powiedzieć, by którykolwiek z elementów składowych Electric Age był nieudanym wypełniaczem czy odpadem sesyjnym.
Overkill to dziś niewątpliwie jeden z moich ulubionych amerykańskich składów thrash metalowych. W 2010 Ironbound doprowadził mnie nie raz do stanu muzycznej ekstazy, dzisiejszy romans z Electric Age zdaje się mieć podobny potencjał. Pozostaje mi jeszcze czekać na swoich europejskich ulubieńców. 'Phantom Antichrist’ Kreator wychodzi w czerwcu – później może już następować wyczekiwany przez wielu koniec świata.
9/10 by Synu.