Stare kino europejskie. „Ostatnie metro” z 1980 roku. Reżyseria: François Truffaut. W rolach głównych: Catherine Deneuve i Gérard Depardieu. Nagrody: dziesięć francuskich Cezarów, nominacja do Oscara. Ciekawa historia, świetni aktorzy, subtelny humor, przyjemny klimat.
Bernarda poznajemy, kiedy spaceruje sobie po ulicach okupowanej przez hitlerowców Francji za czasów II wojny światowej. Zaczepia jakąś kobietę, zapewniając ją, że to dla niego absolutnie wyjątkowa sytuacja. Raczej nie podrywa nieznajomych, ale tym razem nie mógł się oprzeć, by do niej nie podejść. Ta drwi z niego, zadziera nos i odchodzi. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy jakiś czas później spotykają się na drodze zawodowej.
Aktorka i modelka Marion Steiner prowadzi cieszący się dużym zainteresowaniem teatr. Przejęła go po swoim mężu, Lucasie, który – z racji, że był Żydem – musiał uciekać z okupowanej Francji. To właśnie tam Bernard otrzymuje główną rolę męską, a jego wybranka zajmuje się kostiumami.
Fabuła filmu opiera się na przygotowaniach do wyjątkowej premiery. Obserwujemy życie teatru od środka. Bierzemy udział we wszystkich biznesowych rozgrywkach, zaczynamy rozumieć, że to nie tylko sztuka, ale walka o utrzymanie się na rynku. Oglądamy próby. Widzimy, jak aktorzy się rozwijają, zbliżają się do swojej postaci, jak ewoluuje scenariusz, na czym polega udręka reżysera, mającego poczucie, że wciąż czegoś jeszcze brakuje. Śledzimy, jak rozwija się scenografia, jak wpływa na odbiór dialogów. Poznajemy świat teatru zza kulis.
Genialny zabieg! Teatr w filmie. Ponieważ w scenach prób czy granych już przed publicznością spektakli za każdym razem przedstawia nam się inny fragment sztuki, w końcu sami możemy połączyć wszystkie części w całość i domyślić się sensu przedstawienia. W ten sposób jesteśmy jednocześnie w kinie i w teatrze.
Poza tym tematyka produkcji może być nam bliska ze względu na często wykorzystywane w polskich filmach i serialach motywy. Okrucieństwa wojny, trudy życia codziennego ludności cywilnej, niesprawiedliwość wobec Żydów. Takie rzeczy działy się nie tylko u nas – Polska nie była jedynym męczennikiem wśród narodów. Taki Francuz chciał po prostu elegancko się ubrać i wyjść do teatru, a musiał mieć na uwadze godzinę policyjną.
Odnośnie teatru – to często wykorzystywany motyw. Pamiętacie brytyjską ekranizację „Anny Kareniny” Lwa Tołstoja z 2012 roku? Cały film jest utrzymany w konwencji przedstawienia, stylizowany na sztukę teatralną. Kurtyna, scena, parkiet, piękne stroje i wymyślne fryzury, intensywne kolory, teatralne ruchy, Keira Knightley i Jude Law w blasku lamp. W poszczególnych ujęciach odnotowujemy nawet obecność widowni. I nie bez powodu produkcja otrzymała Oscara za najlepsze kostiumy.
Wes Anderson robi też takie teatralne filmy. „Kochankowie z Księżyca. Moonrise Kingdom” oraz „Grand Budapest Hotel” – to takie bajkowe komedio-dramaty przypominające sztukę, zrealizowane w typowy dla tego reżysera intrygujący sposób.
Inne filmy, w których obserwowałam teatr, to dramat historyczny „Rozpustnik” z Johnnym Deppem w roli wywołującego skandale autora sztuk teatralnych czy „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” z Robinem Williamsem i Robertem Seanem Leonardem. Znacie jeszcze jakieś?