Piątka wrocławian na scenie z niesamowitą energią. Tak prezentowała się Trzynasta w Samo Południe przez ostatnich pięć lat, dopóki nie wydała pierwszej długogrającej płyty. Okazuje się, że solidną dawkę energicznego rock’n’rolla przenieśli na krążek i zastanawiam się tylko, czy studio przetrwało po sesji nagrań. Hell Yeah to okrzyk radości i skoro jest tytułowym utworem, to nadaje tempo całej płycie.
Trzynaście kawałków na pierwszy rzut oka wydaje się być spójną całością. Rozpoczynający płytę Hell Yeah – jako tytuł albumu i kończący- Trzynasta w samo południe, na cześć grupy. Słucha się jednak tego zupełnie inaczej. Każda z piosenek mogłaby zostać promocyjnym singlem i usłyszana bez reszty materiału zrobi swoje.
Już Rock’n’Roll Babe powoduje, że chce się razem z nimi wykrzykiwć to hasło na cześć muzyki rockowej. Behind the Fire to pełen romantyzmu wokal i klasyczne balladowe solo na gitarze Młodego. Bębny dają o sobie znać w Jack the Riper i z odrobiny monotonii wybudzi was harmożka Krootkiego. Mocny riff i chórki: „I want it I want it I want it now” znów powodują, że całym sobą jesteś z tekstem piosenki. W piątym kawałku po raz kolejny harmonijka jest tym, co przyciąga uwagę. Pamiętam, że na koncercie Trzynastej Krootky również był petardą na scenie i najbardziej charyzmatycznym elementem grupy. Daje popis także w Lost Highway i Wolf. Po prostu idź to utwór, który mógłby stać się szlagierem w niejednej komercyjnej radiostacji. W jednym z wywiadów chłopaki mówili z resztą, że nie bronią się przed tym, by ich muzyka ukazywała się w tego typu mediach. Świadectwo temu dali biorąc udział w jednym z programów typu talent show. Chcą nieść wieść o rock’n’rollu dla każdego słuchacza, nie ograniczając swojego przekazu, tłumaczyli. Przy siódmym kawałku nie da się oprzeć porównaniom do AC/DC. Mocne inspiracje klasykami rocka ujawniają się też w Biegniesz, tutaj jednak jest to polskie TSA. Naked rozpoczyna się popularnym motywem z Oh Susana i jest kolejnym energetycznym numerem, tak samo jak Rock’n’Roll Rollercoaster. Radość grania słychać w pozytywnych tekstach i gwarancji biletu do „promise land”. Jako rodzaj żeński mogę poczuć się, jakby grali tylko dla mnie. Przywołują ducha lat 60-70 i rzucanych na scenę staników.
Czego oczekujemy od młodych, nowych zespołów? Całkowicie nowego stylu muzycznego? Jeśli tak, to Trzynasta słuchana na głośnikach w domu może Was w pełni nie zadowolić. Bo tak jak już wspomniałam, skojarzenia z klasykami rocka pojawiają się co krok. Ale musicie się ze mną zgodzić: otuchy dodaje fakt, że aktualnie możemy wziąć udział w koncercie na wskroś rock’n’rollowej grupy i później jako utrwalenie emocji związanych z występem, wysłuchać w domu album Hell Yeah, który przypomni nam ostrą jazdę bez trzymanki, jakiej doświadczyliśmy pod sceną.
Zdjęcie: nadesłane