W ostatnie wakacje koleżanki chciały mnie wyciągnąć na jakiś dziwny film o gotowaniu. Żywo oponowałam, jednak wyszukiwarka internetowa poszła w ruch – a, ten, rzeczywiście, słyszałam o nim dobre rzeczy. Kolega pisał o nim na Facebooku, polecał. Gra w nim Helen Mirren i ten Hindus, którego kojarzę z serialu „90210”. Nawet planowałam ten film obejrzeć, ale nie wiedziałam, że jest o gotowaniu.
Kiedy odbierałam zarezerwowane bilety, nie umiałam nawet powtórzyć tytułu. „Coś na sto mil, sto kroków… O gotowaniu i podobno piękne krajobrazy” – „’Podróż na sto stóp’. Powiem Pani, że widziałam. Bardzo polecam” – pracowniczka kina trochę mnie tymi słowami uspokoiła.
Hinduska rodzina prowadzi cieszącą się popularnością restaurację w Mumbaju. Traci wszystko, gdy lokal zostaje podpalony. W pożarze ginie ukochana matka i żona. Ojciec wraz z piątką dzieci emigruje do Europy. Życie wśród londyńskich deszczu i szarości nie jest tym, o czym marzyli – pakują wszystko i wyruszają do słonecznej Francji. Tam otworzą restaurację. Gdzie? Jeszcze nie wiadomo. Może odpowiednim okaże się niewielkie miasteczko, w którym utknęli z powodu defektu samochodu, którym podróżowali? Ale tam już jest jeden wykwintny lokal z ‘klasyczną kuchnią francuską’. W dodatku nagrodzony prestiżową gwiazdką Michelin, przyznawaną przez wymagających krytyków.
Ekranizację książki Richarda C. Morrisa wyprodukowali Oprah Winfrey i Steven Spielberg. Film reżyserował Lasse Hallström, twórca „Czekolady” z Juliette Binoche i Johnnym Deppem. Muzyką zajął się A.R. Rahman, któremu praca nad filmem „Slumdog. Milioner z ulicy” przyniosła Oscara.
„Podróż na sto stóp” to dobra opcja na przyjemne niedzielne popołudnie. Piękne widoki, egzotyczna muzyka, czasami odrobina wzruszenia, trochę śmiechu. To film familijny, obyczajowy, kulinarny, nawet romans. Moja kinowa współtowarzyszka uwielbia gotować. Wciąż szuka nowych przepisów, odkrywa kuchnie różnych stron świata. Aż jej się oczy świeciły, kiedy na ekranie pojawiały się kolejne wykwintne potrawy, padały ich (dla mnie) dziwne nazwy. Porównywała stosowane przez siebie przepisy z tymi, zgodnie z którymi działali bohaterowie. „O! To jest właśnie kuchnia molekularna – mówiłam Ci!”. Woń tego filmu aż czuć z ekranu. Przed widzem otwiera się bogaty świat intensywnych zapachów przypraw kuchni indyjskiej.
Celowo nie mówię Wam dużo o samym filmie, pomijam jego treść. Bardziej skupiam się na wszystkim co dookoła, na wrażeniach. Bo nie chcę Wam niczego zdradzać. Nie ma w nim piorunujących zwrotów akcji. Nie ma powalającej intrygi, czarnych charakterów i herosów w lśniącej zbroi. Jest subtelna gra na pograniczu przykrego realizmu i bajkowej naiwności. Po prostu chcę zwrócić Waszą uwagę na tę produkcję i zachęcić Was do jej obejrzenia. Koniecznie podzielcie się potem wrażeniami.
Wykorzystane utwory: A. R. Rahman – Afreen (The Hundred-Foot Journey)
A.R. Rahman & The Pussycat Dolls – Jai Ho (You Are My Destiny) (Slumdog Millionaire)