Hate – kolejny po Vader, Lost Soul, Behemoth, czy Decapitated eksportowy death metalowy towar z Polski, w ramach noworocznego prezentu dostarcza fanom świeży materiał – Solarflesh: A Gospel Of Radiant Divinity to 8 krążek długogrający warszawiaków, wydany 3 lata po bardzo porządnym longu Erebos.
Muzycy startują z wysokiego C – „Watchful Eye Of Doom” pełniący rolę intra, klimatycznego wstępu, składającego się sampli, kobiecych inkantacji, marszowej perkusji oraz bardzo fajnej pulsującej partii gitary wprowadza słuchacza w świat dźwięków najnowszej „nienawistnej” ewangelii.
Zagranica pewnikiem znów przyjmie Hate z otwartymi rękami, a kapela w ramach promocji ponownie zagra kilkadziesiąt koncertów w różnych miejscach świata.
Zaczyna się bardzo porządnie. Od pierwszych dźwięków „Eternal Might” słychać, że Hate utrzymuje generalną stylistykę poprzedniego albumu. Podobnie jak w przypadku Erebos wciąż mamy do czynienia z gęstym blackened death metalem, opartym na masywnym brzmieniu oraz urozmaiconych aranżacyjnie utworach. Mimo, że muzyce Hate najbliżej oczywiście do klasycznie pojmowanego death metalu, zespół nie ogranicza się jedynie do zmasowanego łomotu – kompozycje wzbogacone są o wprowadzające sporo przestrzeni nośne fragmenty, melodyjne solówki (duże brawa za pomysłowe wkomponowanie ich w poszczególne numery) czy przeróżne dodatki (chóralne zaśpiewy, trąby czy inne sample). Materiał niewątpliwie zyskuje dzięki temu na przystępności, sprawdza się bardzo dobrze już przy pierwszych podejściach, a człowiek co chwilę zagląda do wkładki by zapamiętać, że to właśnie w tym utworze dzieje się tyle dobrego.
Niektóre patenty przywodzą na myśl kapele pokroju Rotting Christ (podniosłe śpiewy otwierające Festival Of Slaves), Moonspell (temat przewodni z Sadness Will Last Forever) , Melechesh (akustyk z tytułowego Solarflesh) czy Septicflesh (Mesmerized brzmi jak utwór Greków z czasów Summerian Deamons). Nie ma tu bynajmniej mowy o kopiowania w/w składów- to raczej ciekawe czerpanie inspiracji i gospodarowanie ich na własną modłę.
Jeśli już o kopiowaniu mowa – kapela z pewnością znów nie ustrzeże się przed zarzutami o granie pod Behemoth – wydaje mi się jednak, że muzycy już dawno przestali zwracać uwagę na tego typu komentarze. Z resztą, gotów byłbym pójść o zakład, że gdyby podobny materiał wydała grupa Nergala, duża cześć dzisiejszych wybrzydzających rozpływałaby się w zachwytach i pochwałach nad jakością nowej płyty „konkwistadorów diabła”, podczas gdy płytę sygnowaną logiem grupy Adama „ATF” Buszko potraktuje z rezerwą.
Jestem jednak spokojny, bo podobne zjawisko zdaje się występować jedynie w naszym kraju. Zagranica pewnikiem znów przyjmie Hate z otwartymi rękami, a kapela w ramach promocji ponownie zagra kilkadziesiąt koncertów w różnych miejscach świata. O tym jednak z dziwnych przyczyn malkontenci nie chcą pamiętać.
Na koniec pochwała za oprawę graficzną płyty – motyw z okładki to rewelacyjna robota.
Z satysfakcją pozostaje stwierdzić, że rok na naszym metalowym podwórku zaczął się naprawdę dobrze.
8/10 by Synu