Chiwetel Ejiofor. Dziecko naszej antycznej przyjaciółki X Muzy, które wszyscy znamy, choć tego nazwiska pewnie wielu z nas nigdy nie wymówiło. Jego rodzice – farmaceutka i lekarz – przybyli do Anglii z Nigerii. Chiwetel urodził się już w Wielkiej Brytanii. Co ciekawe, w 2008 roku otrzymał Order Imperium Brytyjskiego w stopniu Oficera.
Od dziecka interesował się aktorstwem. Już jako trzynastolatek grywał w przedstawieniach teatralnych. Później ukończył londyńską szkołę aktorską. Chłopak miał szczęście. Ledwo zadebiutował na dużym ekranie, a już trafił pod skrzydła samego Stevena Spielberga, gdzie w wieku 23 lat zagrał w dramacie historycznym „Amistad”. Najczęściej widujemy go w drugo- czy trzecioplanowych rolach, niejednokrotnie jednak wiele wnoszących do filmu. Bardzo polubiłam go za sprawą takich produkcji jak, „American Gangster”, „2012”, „Salt” czy „Plan doskonały”.
I znów wracamy do początku. Jego filmografia zdaje się mieć kompozycję klamrową. Mianowicie: ostatni filmowy sukces Chiwetela to nominowany do Oscara aż w dziewięciu kategoriach biograficzny „Zniewolony. 12 Years a Slave” z 2013 roku. Porównuję ten film do „Amistad”, odkąd tylko go obejrzałam. Oba są o niewolnictwie. Oba traktują o wolnych ludziach, porwanych wbrew prawu, nawet temu dopuszczającemu niewolnictwo. Nieprzerwanie zachodzę w głowę, dlaczego „Amistad”, w którym wystąpili fenomenalni Morgan Freeman i Anthony Hopkins oraz Matthew McConaughey i Stellan Skarsgård, z cudowną muzyką niezrównanego Johna Williamsa przeszedł do historii kina bez echa i nagród, a zrealizowany 16 lat później „Zniewolony” może poszczycić się aż trzema Oscarami. Zgarnął statuetki nie tylko za najlepszy scenariusz adaptowany i najlepszą żeńską rolę drugoplanową, ale też okazał się być najlepszym filmem roku. Hollywoodzka poprawność polityczna? Tak czy inaczej nominowany w kategorii Najlepszy aktor pierwszoplanowy Chiwetel Ejiofor musiał obejść się smakiem.
Chiwetel nie próżnuje. Na rok 2015 są zaplanowane 4 premiery z jego udziałem. O żadnym z tych filmów nie jest jednak wystarczająco głośno, by spodziewać się wielkich ról i uhonorowania – jakby jednak nie patrzeć – dobrej roboty tego aktora.
Wykorzystany utwór: John Williams – Dry Your Tears, Africa (Amistad)