„Syn Szawła” zdobył trzy nagrody na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes. Reżyser László Nemes może być dumny m.in. z Grand Prix Festiwalu. Istotne jest również to, że sam Claude Lanzmann, który zasłynął w 1985 roku dziewięcioipółgodzinnym dokumentem o Holokauście, niespodziewanie wyraził poparcie dla tego obrazu.
Podczas 13. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest mieliśmy okazję zobaczyć produkcję, której oficjalna polska premiera zaplanowana jest dopiero na styczeń 2016 roku oraz porozmawiać z aktorami w niej grającymi. Z widzami spotkali się Kamil Dobrowolski (Mietek), Urs Rechn (Oberkapo Biedermann), Todd Charmont (Braun) i Christian Harting (Hubert Busch, kierownik krematorium).
Węgierski reżyser zgromadził na planie międzynarodową ekipę. Nie zabrakło w niej Polaka, Niemca, Amerykanina. Jak zaczęła się przygoda naszych gości z „Synem Szawła”?
Kamil Dobrowolski:
Urs Rechn:
Na początku został zorganizowany e-casting, czyli casting przez Internet i wysłałem swoje nagranie. Następnie w Niemczech miał miejsce bardzo duży casting już na żywo, na ponad 500 osób. Na początku myślałem, że będę oczywiście grał strażnika SS, a okazało się, że reżyser ma dla mnie rolę żydowskiego oberkapo. Dużo o tym rozmawialiśmy i w końcu ją dostałem.
Todd Charmont:
Jak zwykle czekałem do dostatniej chwili, żeby wziąć udział w tym e-castingu. Była piąta rano, ostatni dzień składania zgłoszeń. Płożyłem się i pomyślałem, że nie ma to sensu, i tak mnie na pewno nie wybiorą. Ale kiedy tak leżałem w łóżku, naszło mnie: cholera, może jednak spróbuję. Wysłałem nagranie i wyszło jak wyszło.
Christian Harting:
U mnie było podobnie: proszę wysłać video. Potem reżyser odnalazł moją stronę internetową i zostałem poproszony o opowiedzenie pewnej osobistej historii. Na jej podstawie zostałem obsadzony w roli oficera SS.
Mimo że członkowie Sonderkommando pomagali hitlerowskim oficerom w masowym mordzie, są ukazani w filmie jako ofiary a nie prześladowcy. Kamil Dobrowolski:
Cały film przedstawia beznadziejne zmagania Szawła, który próbuje pochować swojego syna tak, jakby wszystko odbywało się w zwyczajnych warunkach. Nie dociera do niego, że w obozie nie ma takiej możliwości. Christian Harting:
Uważam za bardzo interesujące, że główny bohater, który jest jednym z członków Sonderkommando zachowuje się z powodów religijnych, bardzo osobistych, irracjonalnie. Naraża sowich kolegów na niebezpieczeństwo, nawet na śmierć – inną sprawą jest, że i tak zginą prędzej czy później. Jednak uważam to za dość ciekawe.
Czy temat Holokaustu powinien być wciąż wykorzystywany w literaturze i sztuce? Todd Charmont:
W kwestii Holokaustu znajdowanie różnych sposobów na opowiedzenie historii, różnych punktów widzenia, jest ważne. Czasem trzeba coś opowiedzieć dwa-trzy razy, jeżeli ktoś nie rozumie za pierwszym razem – przedstawić to z różnych punktów widzenia. Myślę, że im częściej historia jest opowiadana w różny sposób, tym większa szansa, że wszyscy ją zapamiętają.
Kamil Dobrowolski opisuje swoje wrażenie z planu „Syna Szawła”, który jest przecież jego filmowym debiutem.
Okazuje się, że László Nemes zaprosił do współpracy bardzo posłusznych aktorów. Todd Charmont na przykład – wedle życzenia – biegał przed nakręceniem ujęcia:
Todd Charmont: Między ujęciami musiałem biegać. Biegałem 10-15 minut i potem mogliśmy już zająć pozycje i kręcić scenę. Nie jestem pewien, czy reżyser chciał mnie ukarać, czy miałem wyglądać na bardziej zmęczonego… Powiedział mi, że mam za dużo energii. Cokolwiek reżyser sugerował, nie kwestionowałem jego metod. Jeżeli chciał, żebym biegał – biegałem.
Odczucia aktorów były jednak różne. Christian Harting:
Moje wrażenie było takie, że te instrukcje nie były zbyt drobiazgowe, przesadne. Aktorzy mieli dość dużo wolności, swobody w grze.
Film został w Cannes bardzo dobrze przyjęty. Po premierze posypał się ogrom pozytywnych recenzji, co było dla naszych gości niemałym zaskoczeniem. Nie spodziewali się takiego sukcesu. Inaczej jednak odebrano „Syna Szawła” w Niemczech. Urs Rechn znalazł tylko dwie niemieckie recenzje i były one negatywne:
W Cannes przeżyliśmy cudowne chwile! Z Niemcami jest zupełnie odwrotnie. Czytałem dwie recenzje, które wyrażały totalne zniesmaczenie tym filmem. Byliśmy na pokazie w Hamburgu, gdzie było wielkie kino, a było tam może tylko około dwudziestu osób. Następnego dnia szukałem recenzji, ale nikt nic nie napisał. To właśnie Niemcy.
Rechn wyjaśnia, że Niemcy uważają, iż o Holokauście wiadomo już wszystko. Nie potrzeba kolejnych filmów na ten temat, a już na pewno nie w takiej formie – dobrych technicznie. Jedna z niepochlebnych recenzji wprost określała obraz jako zbyt artystyczny, dopracowany. Rechn – mimo że sam jest Niemcem – nie zgadza się też z panującym tam przekonaniem, że Niemcy wiedzą wszystko w kwestii uchodźców i kryzysu imigracyjnego:
W Hamburgu dawaliśmy kilka wywiadów i reporterzy chcieli tylko politycznych komentarzy od László, ode mnie. Prawie wcale nie mówili o filmie, o jego jakości.
Summa summarum, czy to tylko kolejny film o tym samym czy też wart jest nagród, które zdobył? Kamil Dobrowolski:
Sprawdźcie sami – film wchodzi na ekrany polskich kin 22 stycznia 2016 roku. Ale wcześniej – tradycyjnie – wysłuchajcie specjalnych pozdrowień: