Calvin Harris sprezentował jakiś czas temu stacjom muzycznym dwa bardzo dobre, elektroniczne kawałki, których po usłyszeniu trudno było nie mruczeć sobie pod nosem i przy okazji rytmicznie tupać nóżką. Na krążku „Ready For The Weekend” mieliśmy i dźwięki syntezatora, i ciekawe modyfikacje wokalu, i rytm wprost do tańca, i totalny weekendowy chill out. A po nim przyszedł czas na nowy, trzeci już, solowy album Harrisa – „18 Month”. Ta płyta ukazała się trzy tygodnie temu i postawiła duży znak zapytania przy określeniu muzyki, jaką tworzy ten szkocki DJ. Dlaczego? Otóż z przyzwoitego poziomu muzyki popowo-elektronicznej Harris zeskoczył na półkę z niewyraźnymi krążkami, na których zdarza się kilka dobrych kawałków i znanych nazwisk, ale są raczej mało ambitne i zakrawają o tanie techno. Ale jeśli taki był zamiar i „18 Month” miało być albumem łatwym, podpierającym się gwiazdami popu, to jak najbardziej się to udało.
Gości na tym albumie jest co niemiara, ale żeby Harrisa już tak zupełnie nie równać z ziemią, to zacznę od jego solowych numerów, bo te okazują się cały czas niezłe. „Green Valley” to kawałek otwierający „18 Month”, nie ma nawet dwóch minut, a mimo to napawa nadzieją na to, że reszta jest równie dobra. „Feel So Close” nie jest już może tak wytworne elektronicznie, ale melodycznie jak najbardziej na plus. „School” to znowu niespełna dwie minuty muzyki, ale też znowu muzyki na poziomie. No i jest jeszcze „Avooga” i „Mansion”, ale tu nam się Calvin nie popisał…
Przechodzimy zatem do gości, których mamy aż jedenastu. Są znani i mniej znani i to chyba zaproszenie tych pierwszych bardziej opłaciło się DJ-owi Harrisovi. Nie dlatego, że przyciągają swoimi nazwiskami, ale dlatego, że utwory z ich udziałem są po prostu lepsze. „Bounce” z udziałem Kelis, „We Found Love” z Rihanną, „I Need Your Love” z Ellie Goulding oraz “Sweet Nothing” z Florence Welch – połączenie kobiecych, popowych głosów i lekkiego elektro zapewniło Harrisowi kilka niezłych przebojów, ale też nie byle jaką promocję, bo większość z tych artystek świat zna bardzo dobrze. Mamy też popisy DJ-skie z udziałem Dillona Francisa i Nicky’ego Romera. Duet z wokalistą znanym pod pseudonimem Example przełamuje ten album, zwłaszcza dzięki głosowi gościa. Harris połączył też na tym krążku swoją muzykę z angielskim rapem i raczej nic nowego tym nie wniósł, bo takie kombinacje znamy już dość dobrze. Ale za to bardzo na poziomie jest utwór „Let’s Go” z gościnnym udziałem Ne-Yo. Nie mówię tu oczywiście o poziomie przesadnie wysokim, ale raczej o wyczuwalnym profesjonalizmie obu wykonawców. Krążek zamyka duet z jordańską wokalistką – Ayah Marar – i kto wie, czy Harris najlepszego nie zostawił nam na koniec.
To, co może irytować na tym albumie, to remixy utworów dodane jako bonus. Jeszcze bardziej zmodyfikowane wersje już i tak energetycznych utworów sprawiają wrażenie niemałej przesady. Podsumowanie „18 Month” nie jest zadaniem łatwym. Bardzo, być może nawet za bardzo, czuć DJ-ską rękę, w kwestii elektronicznej zauważamy nieliczne wyróżniające się czymś fragmenty, a i wokale gości nie zakrawają o geniusz. Jeżeli tak miało być i Harris nie miał ambicji na coś świeżego i nowatorskiego, to szkoda. Następnym razem liczę na więcej.