Tetris to jedna z tych osób, która jest obecna na scenie od dłuższego czasu. W przypadku rapera z Ciechanowa jest to okrągłe osiemnaście lat, podczas których Tet sporo namieszał – legendarne już wejścia na bitwach („Czarny ciągnik”!, „Półsłówka”!), kilka krążków, m. in. trylogia „Naturalnie”, „Dwuznacznie” i „Definitywnie” oraz setki gościnnych zwrotek u wielu raperów z całego kraju. O suchych faktach można mówić w nieskończoność, aby poznać prawdziwy charakter rapera i na własnej skórze poczuć energię przekazywaną dzięki muzyce, trzeba udać się na koncert. Taka okazja nadarzyła się 27 lutego, kiedy Tet, wspierany przez Pogza, Nerwusa i DJ DBT, pojawił się w klubie Dwa Światy.
Z Tetrisem udało mi się porozmawiać kilka chwil przed ostatnią próbą. Pierwszą kwestią, którą poruszyliśmy w rozmowie, był tytuł krążka. Słowo „definitywnie” może się różnie kojarzyć – będzie to ostatnia płyta, która ma przypieczętować karierę i pozwolić „ze sceny zejść niepokonanym”, czy jednak projekt pokazujący, że Tet „is still here” i ma w planach sporo namieszać?
Ostateczne obróbki materiału i dogrywanie końcowych partii odbywało się w NWJ. W warszawskim studiu Tetris spotykał się z Tede, Sir Michem i Nerwusem, aby doszlifować płytę „Definitywnie”. Jak wyglądała współpraca?
Podczas słuchania najnowszego krążka Tetrisa, wychwyciłem kilka nawiązań do klasyków, takich jak Molesta czy Eis. Ciekawiło mnie, czy był to celowy zabieg, czy też wplecenie w tekst odwołań przyszło naturalnie.
Na płytę składa się 15 różnorodnych kawałków. Mamy m. in. numery agresywne, w których do głosu dochodzi bitewne zacięcie Teta, kilka tracków podsumowujących dotychczasowe osiągnięcia oraz takie, które poruszają poważne tematy. Skupiłem się na tych ostatnich, ponieważ nie każdy chce, a przede wszystkim potrafi, pisać o ciężkich okresach w swoim życiu. Przykładem może być „Stratosfera”. Z jednej strony tworzenie takich tekstów nie powinno sprawiać większych trudności, bazują one przecież na prawdziwych wydarzeniach, wystarczy wszystko opisać. Z drugiej strony rozdrapują stare rany, przypominając wydarzenia, do których wolelibyśmy nie wracać.
Tetris to szczery raper, który zarówno w kawałkach, jak i na koncertach daje z siebie sto procent. Podczas rozmowy stwierdziłem, że oddziaływanie na ludzi, pomaganie im dzięki swojej muzyce, to jeden z głównych powodów, dla których staje się na scenie. Tetris miał jednak inne zdanie na ten temat.
Nie bez powodu wspomniałem o koncertach – kto był na pierwszej edycji Polish Hip Hop festiwalu w Płocku, ten wie, ile energii potrafi powstać dzięki połączeniu Tetris + mikrofon. Fenomenalny występ, który przez dłuższy czas był dla mnie swego rodzaju wyznacznikiem dobrego występu. Mnóstwo charakterystycznych sytuacji, zagrywek scenowych, sposobów na zmobilizowanie ludzi do dania z siebie wszystkiego. Zaangażowanie ludzi i żywa reakcja na to, co dzieje się na scenie, są dla Tetrisa największą nagrodą.
Nawiązując do poprzedniego pytania – gdzie gra się lepiej? Na dużych festiwalach, gdzie publiczność zalewa całe pole widzenia, czy w klubach, w których kontakt z ludźmi jest ułatwiony?
Obserwując polską scenę przez ostatnie kilka miesięcy zauważyłem, że raperzy często chowają głowę w piasek, kiedy trzeba odpowiedzieć na zarzuty lub bronić swoich racji. Nie chodzi mi o reagowanie na wszystkie, nawet najbardziej abstrakcyjne zaczepki, ale trzeba pamiętać, że rywalizacja jest na stałe wpisana w rap. Nie bez przyczyny Kendrick chciał „mordować” swoich przyjaciół w „Control”… W rapie chodzi o to, żeby być najlepszym, żeby osiągnąć poziom, jakiego nie doścignie nikt. Według mnie w Polsce tego nie widać, przez co wszyscy sporo tracimy. Czy nasz rodzimy rap nie przypomina kółka wzajemnej adoracji, w którym raperzy osiedli na laurach i chronią swoje interesy?
Na podsumowanie naszej rozmowy… Opłaca się dzisiaj robić rap?
———————————————————————————————————
Tetris to jedna z osób, obecnych na scenie przez długie lata… i osobiście mam nadzieję, że dużo wody w rzece upłynie, zanim zawiesi mikrofon na kołku. Uważny słuchacz odnotował, że raper miał bardzo zniszczony głos już przed koncertem. W przeddzień Torunia „Definitour” zawitał do Poznania. Szczerze mówiąc obawiałem się, że kondycja nie pozwoli Tetowi dać z siebie wszystkiego. Powiem krótko – myliłem się. Tetris wraz z Pogzem, Nerwusem i DJ DBT dali koncert, przez który w „Dwóch Światach” popękały ściany. Zagrali materiał z czterech płyt, w tym najgłośniejsze (dosłownie i w przenośni) kawałki. Wspaniale było poskakać do „Ile mogłem”, „Trzeba żyć”, czy „Jurek Mordel”. Skoro koncert Tetrisa, to musiał pojawić się freestyle. Owszem, pojawił się i to nie jeden, a największą siłą tych wejść były emocje.
Wyobraźcie sobie sytuacje, kiedy raper w połowie koncertu całkowicie traci głos. Totalnie. Nie jest w stanie nawinąć swojej zwrotki, nawet wspierany przez kolegów na scenie. DJ przestaje grać, publika milczy. Wszystkie spojrzenia utkwione są w, pozornie pokonanym przez struny głosowe, raperze. Jest absolutnie cicho… Wtedy Tetris podnosi głowę, patrzy na wygłodniałych jego muzyki ludzi, zaciska palce na mikrofonie ze spojrzeniem pełnym wściekłości i woli walki i zniszczonym głosem daje taki freestyle, po którym poziom hałasu wymyka się wszelkim skalom. Prawdziwy mistrz ceremonii, po którym na scenie zostaje pot, krew i ogień. Nigdy nie widziałem większego poświęcenia, a kiedy przypominam sobie postawę niektórych raperów po koncertach, chce mi się tylko śmiać. Tetris, musisz z nami zostać, „Definitywnie”!