Trzynasty stycznia 2017 roku był dniem szczególnym. Wiewiórki nerwowo biegały po gałęziach, ryby zaczęły wychodzić z wody, a w budkach z popularnymi tureckimi kanapkami zabrakło baraniny. Oto Zacier wrócił z piątym oficjalnym albumem studyjnym.
Trzeba od razu przyznać, że jest to powrót nie byle jaki. „Podróże w czasie, czyli park, rower i wiewiórki” to dziewiętnaście pełnoprawnych utworów, z którego każdy przykuwa uwagę, ma swoją odrębną historię, a większość z nich porusza poważne, aktualne problemy, zarówno te z polskiego, jak i światowego podwórka. Wszystko okraszone jest specyficzną dozą zacierowego humoru.
Rozważania o szczęściu
Dla wielu słuchaczy nowa płyta Zaciera może być zaskakująca. Próżno szukać na niej prawdziwie zwariowanych, czasami wręcz surrealistycznych utworów takich jak „Niedźwiedź Janusz” czy „Kebab w cienkim cieście”. Te ustąpiły miejsca poważniejszym, momentami popadającym w melancholijny nastrój aranżacjom. W wywiadzie dla portalu cantarmusic.pl lider zespołu Mirek „Zacier” Jędras pytany o charakter płyty stwierdza, że jest na takim etapie zarówno życia i kariery, w którym nie czuje potrzeby odgrzewania w kółko tych samych żartów. To samo tyczy się wyrazów ogólnie uznanych za wulgarne. Na najnowszej płycie rzucania mięsem nie uświadczymy wcale. Czy to oznacza, że straciliśmy nasz ukochany zespół, który swoimi – momentami głupkowatymi – pomysłami zaskarbił sobie rzeszę fanów z całego kraju? W odpowiedzi zacytować mogę szanownego pana Tadeusza Sznuka – „otóż nie”.
Jeżeli już, to zmiana charakteru na odrobinę poważniejszy wyszedł chłopakom z Warszawy na dobre. Zacier ma już swoje lata. Został założony w 1984 roku, okres młodzieńczego buntu ma już więc za sobą. Nowym albumem wszedł w nowy rozdział swojego życia. Jest to rozdział poważniejszy, świeższy, ale mimo wszystko dalej bardzo swojski, w którym zamiast rzucać niewybredne dowcipy, Zacier subtelnie puszcza oczko do słuchacza. W nowych utworach stary fan zespołu odnajdzie wiele odniesień do kawałków z poprzednich płyt, ludzie chociaż trochę zaznajomieni z muzyką doszukają się wielu ironicznych uwag, które potrafią rozbawić tak samo jak tatuaże na łydce Janusza czy piosenki poświęcone różnym częściom ciała. Często jednak potrafią zmusić słuchacza do krótkiej, acz treściwej zadumy.
Trudno w tym momencie pisać o konkretnych utworach. Jak już wspomniałem, jak na standardy dzisiejszego przemysłu muzycznego, jest ich bardzo dużo i tak naprawdę nie ma tu pozycji słabych. Z drugiej strony – czy wśród tych wszystkich utworów pojawią się takie, które zapadną nam w pamięć porównywalnie mocno do tych z albumu „Niedźwiedź Janusz i inne zwierzęta”? Niech każdy z Was oceni to własną miarą.
To, co znowu działa na plus dla całej produkcji stworzonej nakładem S.P. Records, to niezwykle bogate instrumentarium. „Podróże w czasie, czyli park, rower i wiewiórki” charakteryzują się rozbudowaną sekcją dętą. W każdej piosence można usłyszeć saksofony i flety poprzeczne, za które odpowiada Alek „Korek” Korecki. To dzięki jego aranżacjom brzmienie Zaciera podróżuje gdzieś między jazzem, hardrockiem a progresją.
Nowy album Zaciera miał swoją premierę podczas jubileuszowej 10. Edycji Zacieraliów – festiwalu organizowanego przez muzyków. Jest to płyta bardzo osobista, poruszająca z jednej strony autentyczne historie o samobójczej śmierci („Chłopiec, który chciał latać”), z drugiej zaś wyśmiewa snobizm świata muzyki (to w piosence „Na moim czerwonym Nordzie”). Jest to zupełnie nowa jakość grupy Zacier. Niezależnie od tego czy zespół zdecyduje się dalej podążać tą ścieżką, tworząc kolejne angażujące utwory, czy wróci do poprzedniej formuły, to „Podróże w czasie, czyli park, rower i wiewiórki” uznać należy za produkcję niezwykle udaną. Zacier razem z chłopakami grającymi w grupie Z Całym Szacunkiem Dzika Świnia oraz z Wojtkiem Rucińskim na basie pokazali, że po tylu latach tworzenia dalej można odkrywać nowe muzyczne szlaki jednocześnie nie tracąc młodzieńczej werwy. Zacier jeszcze nie raz pozytywnie nas zaskoczy.
[fot. fanpage Zaciera]