Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Sfera w podróży – relacja z PLHHF 2017

Trzy dni, około pięćdziesięciu wykonawców i trzynaście tysięcy osób zgromadzonych na płockiej plaży – tak jednym zdaniem można opisać tegoroczny Polish Hip Hop TV Festiwal. W pierwszy weekend sierpnia Płock stał się hip-hopową stolicą kraju, goszcząc producentów, raperów, freestyle’owców i słuchaczy. Frekwencja była, hałas także, ale czy organizatorom udało się w tym roku wytworzyć ten specyficzny, rapowo-wakacyjny klimat, znany z poprzednich edycji?

Patrząc na tłumy ludzi całkowicie pochłonięte tym, co jeszcze kilka dni temu działo się na płockiej plaży, jestem gotów stwierdzić, że tak. Fani biegnący aby zdążyć na koncert, duży hałas i skakanie przed sceną, morze światła z latarek i zapalniczek oraz wszechobecne „ELOOO!” – to wszystko działo się przez trzy dni. W tym roku festiwal doczekał się także nowego symbolu – jętek, które zawzięcie próbowały opanować teren wokół sceny i na niej.

Organizatorzy, oprócz atmosfery, zadbali także o kondycję uczestników – w tym roku trzeba było biegać po całym terenie festiwalu, żeby nie pominąć żadnego ciekawego koncertu. Rzeka ludzi, rozciągająca się od pola namiotowego do głównej sceny, nie zatrzymywała się nawet na moment. Szkoda tylko, że tak mało osób wybrało koncerty Spinache’a, Adiego Nowaka, czy Flojda i Wiro. Problemów z frekwencją nie było natomiast na placu przed główną sceną, który powoli zapełniał się w okolicach 18:00-20:00 i pustoszał dopiero po ostatnich koncertach.

Czwartek w mojej ocenie wygrali Sitek i Bonsoul. Z dobrej strony zaprezentowali się VBS i Deys, jednak to dwaj wcześniej wspomniani raperzy zostawili na scenie mnóstwo zaangażowania i wywołali u publiki salwy hałasu. Bonson dodatkowo uszczuplił kadrę jętek o sześć czy siedem osobników. Powiedzmy, że owady znalazły się zbyt blisko mikrofonu…

W piątek z dobrej strony zaprezentował się Hades. Zagrał numery z najnowszej płyty, a z kawałka na kawałek przybywało publiki. Pojawiły się m.in. „Tylko ty” i „Endorfina”. Następny był koncert Bisza i B.O.K. „Wilczy humor” zabrzmiał nad Wisłą, wspierany przez kilka starszych kawałków, zaprezentowanych w nowych aranżacjach. Fani rapowali razem z Biszem, pojawiły się wyciągnięte ręce i oklaski. Podobnie było podczas koncertu W.E.N.Y. Raper zagrał m.in. „Salutuj”, „Najlepsze przed nami”, czy „Myślę tylko o tym, czego nie wiesz” z Sariusem. W tamtym czasie ludzie stali już od barierek do akustyka, co w poprzednich latach oznaczało wyjątkowo dużą frekwencję. Tutaj taka sytuacja pojawiła się w okolicach godziny 20:00, a wszystko działo się przecież na długo przed najbardziej oczekiwanymi koncertami.

Jednym z nich był występ Palucha. Moim zdaniem był to najlepszy piątkowy koncert. Raper zagrał praktycznie wszystko, czego mogli oczekiwać fani, znalazł także czas na dodanie kilku słów od siebie. Mówił o jedności, polityce i wierze we własne siły. Publika z wielką energią i zaangażowaniem reagowała na muzykę, było skakanie, hałas i momenty wzruszenia. „Bez strachu” zgarnęło wszystko.

Dalej inicjatywę przejęła SB Maffija. Na scenie zrobiło się dosyć tłoczno, ponieważ przed płocką publicznością pojawili się wszyscy członkowie składu. Solar, Białas i reszta zorganizowali podróż po wielu płytach, grając kawałki z „H8M4”, rzeczy Bedoesa, a nawet fragment „Magadaskaru” Quebonafide.

Kękę mówił o swojej przeszłości i walce z przeciwnościami, przeplatając poszczególne monologi adekwatnymi kawałkami. Dwa Sławy tradycyjnie dla siebie zrobili show, a JWP/BC sprezentowali publice koncert solidnie osadzony w hip hoppowych korzeniach. Te-tris, mimo problemów technicznych, wyciągnął z ludzi resztę siły, a Kuban zakończył pierwszy dzień koncertów na dużej scenie.

Jeżeli chodzi o sobotę, podobał mi się występ Gurala, który podszedł do sprawy w praktyczny sposób. Miał 35 minut i wycisnął z tego czasu tak dużo, jak tylko mógł. Z głośników wydobywały się dźwięki najpopularniejszych kawałków, idealnie pasujących do widoku zachodzącego słońca. Takie numery jak „Trochę czasu”, „Mogliśmy wszystko”, czy „El Polako” okazały się idealną rozgrzewką przed głównymi występami.

Następny w line-up’ie był Ten Typ Mes, który wraz ze Stasiakiem i resztą zespołu zagrali kilka kawałków z „Ała.”. Dodatkową atrakcją był krótki powrót do czasów Flexxipu. Po występie Mes tradycyjnie zaprosił wszystkich na stoisko Alkopoligamii, gdzie jeszcze przez długi czas rozmawiał z fanami i podpisywał płyty.

VNM wszedł na scenę o 21:00 i od razu zapowiedział, że będzie to najlepszy koncert w jego życiu. Wspierany przez live band i hałas od publiczności, V zagrał przekrój utworów ze swoich płyt. Był „Halflajf”, była „Zmora”, było kilka starszych rzeczy, a przede wszystkim ciekawe splecenie wszystkich części „Fana” w jeden utwór. Występ podsumował „R.E.M.”. VNM nie musiał namawiać fanów, aby włączyli latarki w telefonach i wyciągnęli zapalniczki.

Dużym wydarzeniem wieczoru były także koncerty TEDE, O.S.T.R.-ego i PRO8L3M-u. Festiwal zakończyły występy Płomienia 81, Quebonafide i Grubsona. Pezet i Onar zagrali świetnie – energicznie, bez błędów, z dużym kontaktem z publicznością. Usłyszeliśmy kawałki z płyt P81, ale także nieśmiertelne „Re-fleksje” oraz „Szósty zmysł”. Pojawiło się także „Miejsce w oparach absurdu”. Tłum ludzi ciągnął się od sceny, za namiot akustyka, aż po stoiska z gastronomią. Miłą niespodziankę od ekipy otrzymał DJ Panda, który 5.08. obchodził urodziny. Na scenie pojawił się tort i odśpiewano „Sto lat”.

Zdecydowanie najbardziej energetycznym, szalonym i spontanicznym występem może się pochwalić Wesoła Ekipa z Quebonafide i Krzy Krzysztofem na czele. Od pierwszego kawałka, kiedy to Que wbiegł sprintem na scenę, aż po ostatni track – „Madagaskar”, nie było momentu, w którym emocje opadły choć trochę. Raperzy zaskakiwali niecodziennymi pytaniami i zabiegami, wymagając od publiczności nieziemskich zasobów siły. Pojawiły się kawałki z „Egzotyki” oraz numery z członkami SB Maffiji. Koncerty zamknął występ GrubSona. Reprezentant Rybnika zagrał swoje najlepsze kawałki i wprowadził dobrą energię, która pożegnała wszystkich uczestników festiwalu.

Źle wypadła bitwa freestyle. Trochę szkoda, ponieważ to właśnie organizowanie kolejnych edycji starcia z 2001 roku było jedną z idei, które przyświecały festiwalowi. Z roku na rok obserwujemy coraz niższy poziom, a dobrych wersów jest jak na lekarstwo. Bitewni raperzy gubią się w rytmie, powtarzają wciąż te same frazy, atakują samymi inwektywami, nie szukając błyskotliwości i świeżości. Możemy mieć tylko nadzieję, że za rok ta sytuacja się zmieni.

Osobiście bliżej mi do Płomienia, Mesa i Bisza, niż do Żabsona, Smolastego, czy Wac Toji. Na koncertach młodszych raperów byłem przelotnie, ale zdążyłem zauważyć, że duża część osób przyjechała właśnie dla nich.

5. edycja Polish Hip Hop TV Festiwalu to największe rapowe wydarzenie na tegorocznej mapie polski. Płock przyciąga dobrą organizacją, idealnym miejscem i wyjątkowym klimatem. Od każdego, kogo zapytałem, nieważne czy był to fan, ochroniarz, czy raper, usłyszałem, że w Płocku jest po prostu dobrze. Pamiętam czasy, kiedy była jedna, główna scena, a o luksusach w postaci pryszniców mogliśmy pomarzyć. Przez te kilka lat festiwal rozrósł się o dwie nowe sceny, dodatkowe stoiska z płytami/butami/ciuchami oraz poszerzone punkty gastronomiczne. Tradycyjnie swoje stoisko miała fundacja DKMS, uczestnicy festiwalu mogli zapisać się jako potencjalni dawcy szpiku.

W tym roku nie jechałem do Płocka z dużymi oczekiwaniami. Widząc taki line-up i znając sposób organizacji, wiedziałem, że będzie dobrze. Zawiodłem się jedynie na bitwie, która na moment pojawiła się w tle i zniknęła. Mam nadzieję, że za rok znajdą się zawodnicy, którzy dadzą nam dużo dobrych technicznie pojedynków. Cała reszta wypadła świetnie – koncerty Palucha, Kękę, Te-trisa, VNM-a, Płomienia 81 i Quebo zapisały się w historii PHHF. Mały festiwal rozpoczęty pięć lat temu zdobył pozycję lidera w błyskawicznie szybkim tempie i powoli wprowadza nowe standardy na polskim rynku festiwali hip hopowych. Od tego momentu, Płock może jedynie przyspieszyć i zgarnąć jeszcze większą pulę. ma wszystko, czego do tego potrzeba – sympatię wykonawców, dobrą organizację i przede wszystkim fanów, którzy na stałe wpisali PLHHF w swój kalendarz. Organizatorzy stwierdzili, że już w tej chwili mają dużo nowych pomysłów na edycję A.D. 2018. Oby nie kłamali, bo wydaje mi się, że za rok pobijemy następny rekord frekwencji.

Elo Płock!

Więcej materiałów z PLHHF znajdziecie na profilu fb audycji „Sekcja Rap”.

Piotr Paczkowski