Piąty dzień KONTAKTowy zapisał się w naszej pamięci pod hasłem „od klasyki do współczesności”. Na scenie festiwalowej mogliśmy obejrzeć toruńską interpretację „Tanga” Mrożka oraz kostromski monodram-performance „Marusia”.
Środa, tak jak każdy poprzedni dzień festiwalowy, zaczęła się śniadaniem na Placu Teatralnym. Od godziny dziesiątej można było edukować się na warsztatach dramaturgicznych i pedagogiczno-teatralnych, słuchać wykładu otwartego czy podziwiać fotoinstalację.
Spektakl zaprezentowany po południu na dużej scenie festiwalowej jest dobrze znany w Toruniu. „Tango” w reżyserii Piotra Ratajczaka miało premierę już pół roku temu. Nie wierzę w moc rewolucji konformistycznej – powiedział reżyser na spotkaniu autorskim po spektaklu. Klasyczne „Tango” zostało ujęte we współczesnym kontekście.
Obserwujemy tam konflikt międzypokoleniowy z nutą polityczno-społecznej, a nawet egzystencjalnej refleksji. Bieganie po scenie z flagą, krzyżem i bronią na tle rusztowań staje się całkiem wymownym symbolem przebudowy państwa. Rozwinięcie i zmodyfikowanie postaci Artura (Arkadiusz Walesiak) i Ali (Joanna Rozkosz) doprecyzowuje i zmienia kąt postrzegania problemu oryginalnie naświetlonego w dramacie. Lekką i niewymuszoną zdaje się być kreacja Edka w wykonaniu Tomasza Mycana. Nie utożsamiam się w ogóle z tą postacią – powiedział aktor na spotkaniu po sztuce – boję się Edka. Przeraża mnie najbardziej to, że teraz do władzy dochodzą tacy właśnie Edkowie.
W moim odczuciu toruńskie „Tango” nie jest prowokacją, ale pokazaniem różnego rodzaju problemów w krytycznym ujęciu. Jako widz o dość konserwatywnych poglądach, nie poczułem się ograniczany czy obrażany. Mimo tego iż sposób przekazu jest bardzo wymowny, uważam że spektakl nie traci dyskrecji i subtelności.
Po polskim klasyku przyszła pora na rosyjski performance. Na małą scenę wyszła Marusia Sokolnikowa: pracowniczka biura prowincjonalnego teatru, opowiadająca historię swojego życia i przedstawiająca kulisy swojej pracy. Opowieść kobiety w czerwonych dresach pochłonęła i zaangażowała widzów od pierwszej minuty. Swoista spowiedź PR managera, „Marusia” w reżyserii Aleksandra Andrijaszkina powstała właściwie przypadkiem. Pomysł zrodził się z żartu – opowiadają twórcy na spotkaniu autorskim. Podczas jednej z rozmów Marusi Sokolnikowej z kolegami z pracy pojawił się temat jej doświadczenia z tańcem i możliwości zrobienia spektaklu, w którym opowiedziałaby o swojej pracy w Centrum Sztuki „Stantsia”. Żart w pewnym momencie potraktowano poważnie i rzeczywista PR manager nagle stała się aktorką. Wynik tej transformacji jest zdumiewająco dobry. W czasie trwania performance’u cały czas po głowie krąży pytanie: „czy jest to prawda czy fikcja?”. Marusia pokazuje widzom między innymi to, jak PRowcy potrafią opowiadać niestworzone historie, byle tylko sprzedać bilety na przedstawienie. Niesamowita gra aktorska, efektowność światła i ruchu wymuszają jednak wiarę w prawdziwość jej przekazu, który – jak przekonywali twórcy w trakcie spotkania – jest odwzorowaniem autentycznych wydarzeń w skali 1:1. To poczucie incepcji jest głównym przedmiotem rozmyślań po sztuce. Gatunkowo performance’owi jest bliżej komedii, choć „poważnych” wątków wciąż nie brakuje. Żart nie jest tożsamy z lekkomyślnością – stwierdził Aleksander Andrijaszkin. Ogromna dawka ironii, pięknie skonstruowanych narracji, contemporary dance’u i zwykłej ludzkiej szczerości pozostawia widza z szerokim uśmiechem na twarzy.
Piąty dzień festiwalowy skończył się angażującą dyskusją i wymianą wrażeń na spotkaniach autorskich. Rozpoczęła się druga połowa 24. Kontaktu, a my z niecierpliwością czekamy na kolejne spektakle.
[fot. Wojtek Szabelski / freepress.pl]
Autorem recenzji jest Olek Dudziak, red. Agata Drozd i Patryk Przybyłowski.