Historię Dumbo, małego słonika z wielkimi uszami, poznano już w XX wieku. Nie za sprawą Disneya i jego animacji, która powstała w 1941 roku, a dzięki Helen Aberson, która powołała do życia to stworzenie, które pokochały miliony dzieci w swojej książce „Dumbo the Flying Elephant” w 1939 roku. Czy Tim Burton, który opowiedział historię na nowo, zachwycił kolejne pokolenia?
Tima Burtona nie trzeba nikomu przedstawiać, nawet osobom, które niekoniecznie lubią oglądać filmy. Zasłynął nie tylko dzięki swojemu talentowi i ciężkiej pracy, ale również dzięki wyjątkowej osobowości. Pamiętam jak będąc dzieckiem oglądałam „Edwarda Nożycorękiego”, czy „Jeźdźca bez głowy” i zachwycałam się bohaterami, którzy nie byli idealni, ale coś sprawiało, że potrafili sprzeciwić się losowi i pokonać wszystkie przeszkody. Podobnie jest przedstawiona historia Dumbo, który od dziecka uważany jest za dziwaka. Jednak podczas filmu, nie zwracałam uwagi na to, jak mały słonik dzielnie walczy ze swoimi oprawcami, a na to, jak ludzie potrafią być okrutni. Wątek pokazujący znęcanie się nad zwierzętami momentami boli. Nie dlatego, że trudno ogląda się jak pracownicy cyrku biją stworzenia, z którymi przecież współpracują, ale przede wszystkim dlatego, że ma się świadomość, że nadal się tak postępuje. W związku z tym film należy pokazać nie tylko dzieciom, ale również dorosłym, by uświadomić im, że nie ma aż tak wielu różnic pomiędzy ludźmi a zwierzętami. Tak samo jak my, one też potrzebują miłości, opieki i przede wszystkim wolności. Życia w naturalnym środowisku, które nieustannie jest niszczone przez gatunek ludzki.
Historia przedstawiona w książce przez Helen Aberson została dobrze zaadoptowana. Nigdy nie spotkałam się jeszcze z tak realną postacią animowaną. Z mimiki twarzy i oczu słoniątka dało wyczytać się wszystkie emocje, za co należą się brawa osobą odpowiedzialnym za CGI. Jednak nie mogę powiedzieć tego samego o aktorach. Role dziecięce w wykonaniu Nico Parkera i Finley Hobbins nie zapadają w pamięć. Jednak młodzi aktorzy idealnie pokazali wypełniającą każdego z nas za młodu wrażliwość i naiwność. Z kolei od Colina Farrella i Michaela Keatona spodziewałam się trochę więcej. Stworzone przez nich postaci nie wyróżniają się niczym, czego byśmy już nie widzieli. Wybierając się na wersję dubbingową, trzeba liczyć się z tym, że język polski bardziej będzie nas drażnił, niż pomagał zrozumieć całą historię.
Idąc do kina, odkopywałam z pamięci wieczory, podczas których siadałam z siostrą i przed snem czytałyśmy książkę o małym słoniku Dumbo. Często nie wracam, do ulubionych opowieści z dzieciństwa, ponieważ boję się, że cała magia z nich uleci. Przestanę postrzegać pewne historie okiem dziecka, a zacznę interpretować je okiem dorosłego. Tak właśnie się stało, kiedy siedziałam na sali kinowej. Oczywiście nie żałuję, że zapoznałam się z nową produkcją Disneya. Jednak z niecierpliwością czekam na to kiedy studio znowu opowie nam nowe historie, a nie będzie odkopywać tych, które już dobrze znamy, tylko po to, by zyskać kolejne pieniądze.
Nie można powiedzieć, że film „Dumbo” jest jednym z najlepszych w dorobku Tima Burtona, bo tak nie jest. Wyreżyserował on o wiele lepsze produkcje, które zasługują na naszą uwagę. Mimo wszystko warto wybrać się na seans całą rodziną. Głównie po to, by uświadomić sobie, że zwierzęta również cierpią i mają takie samo prawo do wolności jak ludzie.
Tekst powstał przy współpracy z siecią kin Cinema City Poland.
fot. [oficjalna strona filmu]