Za nami jubileuszowa edycja Jazz Od Nowa Festival. Maurycy Męczekalski i ekipa wspomnianego toruńskiego klubu od dwudziestu lat dbają o to, abyśmy mogli w naszym mieście obcować z wielkimi artystami. Tegoroczna edycja udowadnia, że wciąż idzie im to bardzo dobrze.
Z toruńskim festiwalem zdążyłem się już zaprzyjaźnić, zaś parę koncertów szczególnie zapadło mi w pamięć. JONF cenię głównie za różnorodność. To na tym festiwalu mogłem widzieć klasyka muzyki improwizowanej, czyli Kena Vandermarka, folkowo-jazzujących Innercity Ensemble, yassującego Mazzolla czy też fuzjujących Little Egoists. To właśnie tu poznałem QYAVY, doceniłem duet Eli Fitzgerald i Louisa Armstronga dzięki New York Jazz Collective i pokochałem Marka Napiórkowskiego. Jazz Od Nowa Festiwal cenię również za możliwość zobaczenia klasyków polskiego jazzu, ale o tym później. Choć w tym roku nie mogłem być przez wszystkie dni, postarałem się przyjechać chociaż na sobotę. Na szczęście w tym roku towarzyszyła mi nasza sferowa fotografka Julia Marszewska, która zadbała o to, aby nasze radio było obecne na tym ważnym dla Polski wydarzeniu jazzowym. (PG)
Sprawdźcie nasze relacje z poprzednich edycji.
Czwartkowy wieczór rozpoczął się tłumnym przybyciem publiczności, która wypełniła sale po brzegi. Na scenie zagościł i rozpoczął koncert Rafał Gorzycki. Nowym, jazzowym brzmieniom towarzyszyła Miho Iwata, która energiczną choreografią doskonale uzupełniła występ. Twórczość Gorzyckiego zdecydowanie możemy zaliczyć do współczesnego jazzu, pełnego nowatorskich nurtów, a zarazem odwołań do klasyki. Wspólnie z tancerką i performerką stworzyli przedstawienie, które wprowadziło widzów i słuchaczy w nieco mroczny, tajemniczy klimat.
Następnie scenę przejął Daniel Toledo Quartet, na który, nie ukrywam, czekałam najbardziej podczas tegorocznego festiwalu. Nie zawiodłam się. Trudno byłoby zawieźć się na koncercie w takim składzie. Kompozytor i wirtuoz pianina, Piotr Orzechowski, wielokrotny laureat nagród i konkursów jazzowych – doskonale opanował łączenie muzyki klasycznej z przeróżnymi gatunkami, takimi, jak folk, czy nawet muzyka elektroniczna – i to właśnie było słychać podczas występu. Perkusję przejął Michał Miśkiewicz, który zadebiutował w zespole samego Jana Ptaszyna Wróblewskiego, a saksofon Kuba Więcek. I wreszcie sam Daniel Toledo – ekwadorski kontrabasista, który wszystkie dźwięki miał pod swoim okiem. Każdy z artystów w swojej twórczości porusza przeróżne gatunki muzyczne powracając jednak do klasyki. Dzięki temu wspólnie doskonale oddali klimat jazzowych, konwencjonalnych dźwięków, kierując występ także nowymi ścieżkami. Podsumowując – skład zdecydowanie wart przesłuchania. (JM)
Na piątkowe koncerty wybrałam się nie znając ani jednego artysty. Zazwyczaj w ten sposób odkrywałam mnóstwo świetnych kapel i kawałków – jednak nie tym razem. Wieczór rozpoczął Sławek Janicki, który zaprezentował dość awangardową formę jazzu. Towarzyszyła mu Sainkho Namtchylak, śpiewaczka gardłowa. Skala jej głosu obejmuje aż 7 oktaw, to imponujące! Jednak nie był to jeden z lepszych koncertów, na które wybrałam się w tym roku. Podsumowałabym ten występ jako skierowany do dość ściśle określonego odbiorcy.
Drugi koncert tego wieczoru z kolei dał nam chwilę wytchnienia. RGG oraz Verneri Pohjola to solidna dawka refleksyjnych, stonowanych, jazzowych dźwięków. Doskonałe zakończenie 3-dniowego maratonu koncertów w Od Nowie (co potwierdziła sala wypełniona po brzegi), a jednocześnie świetne wprowadzenie do sobotniego, finałowego występu Jana Ptaszyna Wróblewskiego oraz Michała Urbaniaka w Auli UMK. (JM)
Doceniam, że od kilku lat konsekwentnie Maurycy proponuje nam w sobotę Legendy polskiego jazzu. Nie bez powodu napisałem słowo legenda z wielkiej litery – tacy muzycy jak Zbigniew Namysłowski, Adam Makowicz, ś.p. Tomasz Stańko czy Urszula Dudziak to postaci, dzięki którym jazz brzmi tak, a nie inaczej. To artyści, których po prostu trzeba zobaczyć choć raz w życiu. Dlatego też, kiedy dowiedziałem się, że na wielki finał 20. edycji JONF przyjedzie Jan Ptaszyn Wróblewski, bez zastanowienia wiedziałem, że choćby się waliło i paliło – muszę go zobaczyć. No i oczywiście Michał Urbaniak, który, choć trzy lata temu rozczarował mnie na finał 17. edycji JONF, nadal jest artystą, którego bardzo cenię, a zobaczyć go w składzie z Wojciechem Karolakiem to nie lada gratka. To był bardzo ważny koncert dla Ptaszyna – kto ma wiedzieć, ten wie – i sam saksofonista nie skrywał wzruszenia i zadowolenia, że może go zagrać dla toruńskiej publiczności. Grał on tutaj bowiem na pierwszej, piątej, dziesiątej i piętnastej edycji. Artysta zebrał ze sobą tym razem trio – Wojtka Niedzielę na fortepianie, Marcina Jahra na perkusji i Andrzeja Święsa na kontrabasie. Mieliśmy więc klasyczny kwartet jazzowy, który zaserwował nam po prostu klasyczny jazzowy koncert. Nie zabrakło standardów Wróblewskiego, nie zabrakło standardów innych kompozytorów, ale co najważniejsze, przez prawie dwie godziny mieliśmy poczucie, że obcujemy z wysokiej jakości muzyką. Podobnie było z Michałem Urbaniakiem, któremu, choć show w moim odczuciu skradł Wojciech Karolak, to również zagrał jazz w najlepszy możliwy sposób. Bo choć trzy lata temu wystąpił m.in. z cenionym przeze mnie Markiem Pędziwiatrem (sprawdźcie wywiad z EABS), to w tamtym przypadku było więcej show i pop-jazzu. A choć jestem ogromnym fanem eksperymentów muzycznych, tak tamta formuła w ogóle mnie nie przekonała. Tu na szczęście mogłem poczuć się jak w latach 80. w USA, choć nigdy tam nie byłem. Ale od czego jest muzyka, jak nie m.in. od przenoszenia w czasie? No i to właśnie zrobił Organator (bo tak nazywał się ten skład) Michała Urbaniaka. Chapeau bas dla obydwóch grup – ten dzień pozostanie w moim sercu na bardzo długo, a wierzcie, że trochę tych koncertów w swoim życiu zobaczyłem i coraz trudniej zrobić na mnie wrażenie. (PG)
Festiwalowi towarzyszyła również wystawa fotografii Andrzeja Tyszko. Zdjęcia przyciągały miłośników kompozytora i trębacza Tomasza Stańko, a także umilały uczestnikom przerwy pomiędzy koncertami. Fotograf od wielu lat przyjaźnił się z artystą, na fotografiach opowiadał historie – życie prywatne oraz koncertowe, emocje, a przede wszystkim relację muzyk-fotograf. Jazz Od Nowa Festiwal to co roku także świetna okazja do zgarnięcia płyt winylowych. (JM)
Kolejna dobra edycja Jazz Od Nowa Festiwal za nami. Maurycemu i ekipie życzę wytrwałości w tworzeniu tego wydarzenia, zaś torunianom, a przede wszystkim studentom większej uwagi skupionej wokół tego festiwalu. Prawda jest taka, że to kolejne wydarzenie na mapie tego miasta, które ma fajny line-up, nie do końca równomierny do liczby osób w nim uczestniczącym. Może czas to zmienić? Mam nadzieję, że w dniach 24-27 lutego 2021 roku spotkamy się w jeszcze większym gronie w Od Nowie i Auli UMK. (PG)
[red. Julia Marszewska, Piotr Grabski, fot. Julia Marszewska]