Trwająca pandemia nie oznacza braku działalności muzyków. Izolacja wiąże się z dużą ilością czasu z samym sobą, a to może mieć pozytywny wpływ na twórczość. Potwierdzeniem tego jest nowa płyta zespołu Pink Freud, która ukazała się pod koniec listopada.
Pink Freud są znani z tego, że prezentują jazz w wyjątkowym wydaniu. Łączą ten gatunek muzyczny z punkiem, co samo w sobie jest bardzo ciekawe i niekonwencjonalne. To muzyka, którą się po prostu czuje. Słychać w niej ducha indywidualizmu.
Po kilku latach bezkrążkowej działalności zespół wraca do nas z nowym albumem piano forte brutto netto. Jakbym go opisała? Jest jak huśtawka nastrojów – pełen emocji, zupełnie różnych. Niektóre utwory brzmią jak wyraz radości, zabawy. Jest i coś na odprężenie, co pozwoli głowie odpocząć. Nie brakuje także mocnych rockowych brzmień, które przeplatają się z delikatniejszymi kompozycjami. Album jest bardzo intymny, bliski człowiekowi i jego emocjom. Tę myśl doskonale oddaje okładka.
Zespół (w składzie: Adam Milwiw-Baron – trąbka i elektronika, Karol Gola – saksofon barytonowy, Wojtek Mazolewski – gitara basowa oraz Rafał Klimczuk – perkusja) stworzył nowy album na wyjeździe do Porto. Po tytułach utworów moglibyśmy sądzić, że mamy do czynienia z kapelą punkową. Już po nich widać, że dźwięki traktowane są z humorem i dystansem. Podoba mi się ta zabawa słowem i muzyką.
Album rozpoczyna się krótkim utworem o tytule B4, który jest wyrazisty i może zaintrygować do zapoznania się z całym albumem (mnie zachęcił). Natomiast kończy się kawałkiem Pink Sunrise wybranym na singiel promujący płytę. Kompozycja jest przyjemna, ale nieszczególnie do mnie trafia. Na pewno nie oddaje potencjału całego krążka. To, co bardzo lubię w tej płycie, to różnorodność – oferuje coś na każdy nastrój.
Spokojne, odprężające brzmienia
Pierwszą ze spokojnych kompozycji jest Pink Porto. Utwór stopniowo nabiera tempa. W połowie zwalnia, robi się tajemniczo, nastrojowo. Później, jak klamra kompozycyjna, wraca sekwencja z początku. Kawałek idealny na wyluzowanie się, bardzo przyjemny. Pośladki niebios zaczyna się wyraźnymi, intensywnymi dźwiękami i takimi też się kończy, ale utrzymany jest raczej w spokojnym tonie. Brzmienie tego utworu określiłabym jako kojące. Kolejna kompozycja, którą nazwałabym delikatną i refleksyjną to Pink Pepper. Jej subtelność wzmacnia położenie względem innych utworów – utwór go poprzedzający i ten po nim są znacznym kontrastem. Następnym delikatnym akcentem płyty jest sentymentalny Bom Dia Querida. A Pink Sunrise zamykający krążek stawia na jednostajną melodię i elektronikę. Tytuł doskonale oddaje nastrój tego utworu o spokojnym, kojącym brzmieniu.
Mocno i rockowo, radośnie i tanecznie
B4, czyli wstępowi do albumu, bliżej do tej kategorii. Dużo w nim gitary. Mocniejszym utworem jest także Green Grass – melodyjny, ze znacznym udziałem instrumentów dętych. Pink Jabol zaczyna się delikatnie, ale później jego brzmienie przeradza się w bardzo konkretne i rockowe. Jednak kwintesencja szaleństwa tego albumu tkwi w krótkim, trwającym nieco ponad półtorej minuty, utworze o tytule Full Forward. Brzmienie wszystkich instrumentów jest w nim intensywne. To najbardziej punkowy utwór z dwunastu na krążku. Pod koniec tego kawałka można usłyszeć też elementy wokalne! (Polecam dobrze się wsłuchać). Radio Pink Freud zaczyna się mrocznie i niepokojąco. Słuchając, myślałam, że zapowiada się coś grunge’owego, ale pojawiła się muzyka elektroniczna, która dominowała już do końca utworu. Wśród kompozycji znajdziemy też wyjątkowo radosną (Pinda Linda) i taneczną, a wręcz imprezową (Kung Fu Express).
Podsumowując – piano forte brutto netto to album, który bywa zarówno dobitny, jak i delikatny. Łączy ze sobą skrajnie różne elementy, ale mimo to tworzy spójną całość, która jest zdecydowanie warta uwagi. Podoba mi się zamysł występowania po sobie utworów-kontrastów. Zwróciłam też uwagę na róż, który dominuje w tytułach i w kolorystyce okładki oraz nawiązuje do różowego Freuda w nazwie kapeli. Ten kolor w oprawie wizualnej i tytułach utworów podkreśla subtelność albumu. Jednak nie tylko o delikatną stronę człowieka w piano forte brutto netto chodzi, ale i o zabawę, radość czy mroki gorszych nastrojów. Mimo różnych emocji, jakie ta muzyka pozwala odczuć, skończyłam słuchać w świetnym humorze i myślę, że nie tylko mnie ten krążek pozostawił z dobrym samopoczuciem.
[fot. okładka płyty]