Z racji tego, że nadchodzą święta, wszyscy powinniśmy przygotować sobie odpowiedź na pytanie – „Jak tam na studiach?”, które na pewno padnie przy wigilijnym stole. Jednak zanim zaczniemy narzekać na wypytującą o wszystko babcię, siostrzeńców cały czas namawiających do zabawy, czy rodziców proszących o pomoc w nakryciu do stołu, zatrzymajmy się na chwilę i pomyślmy o wszystkich tych, którzy na święta do domu nie wrócą. Viktar i Irina, studenci naszego uniwersytetu, muszą poczekać jeszcze 9 lat, by pojechać do rodzinnej Białorusi.
English version of the article.
Każdy z nas miał okazję przekonać się, że nawet pozornie niewinna decyzja może znacząco wpłynąć na nasze życie. Jeden pechowy wybór jest w stanie definitywnie zmienić naszą przyszłość i czasami wystarczy tylko znaleźć się w złym miejscu i w złym czasie, by szybko ponieść tego konsekwencje. Nie jest łatwo rozmawiać o swojej przeszłości, a zwłaszcza wtedy, kiedy jest skomplikowana. W związku z tym zachęcamy do posłuchania historii opowiedzianej przez Viktara i Irinę. Zdecydowali się oni przedstawić ją w najdrobniejszych szczegółach i podzielić się opowieścią o tym, jak dotarli na nasz uniwersytet.
Aby w pełni zrozumieć położenie Viktara, cofnijmy się teraz do dnia, w którym wszystko się zaczęło.
W jednej chwili Viktar siedział na ławeczce, a w drugiej już był zabierany przez policję na komisariat. Kiedy trafił do policyjnej celi, to co wydawało się mu nierealne, szybko stało się rzeczywistością. W nocy został przewieziony do więzienia, w którym miał spędzić najbliższy czas. Trzynaście – z pozoru niewielka liczba – ale wystarczająco duża, by pobyt w więzieniu wydawał się wiecznością. Właśnie tyle nocy Viktar musiał przespać w więziennej celi, dopóki nie został zwolniony. Relacjonuje on wydarzenia z tego okresu, które najbardziej zapadły mu w pamięć.
Ta opowieść ma jednak dwie strony – negatywną i pozytywną. Wszystko w życiu dzieje się po coś, a historia Viktara to historia zakończona happy endem. Do Polski przyjechał z przyjaciółką – Iriną, która także doświadczyła represji i zdecydowała się na wzięcie udziału w Programie im. Konstantego Kalinowskiego.
No właśnie, jak to jest z tym językiem polskim? Chyba najlepiej wytłumaczyć to tak: na początku wydaje się przeszkodą nie do pokonania, straszy końcówkami, a na każdym rogu czają się „ą”, „ę”, „ż”, „rz”, „ó” i „ch”. Potem człowiek się z nim oswaja, nabiera wprawy, a kiedy wydaje mu się, że już wszystko umie i jest gotów zacząć studia po polsku, ten znowu atakuje.
Powinniśmy natomiast zadać sobie pytanie, czy dobra znajomość języka faktycznie jest niezbędna, by zadomowić się w nowym miejscu. Myślę, że wszyscy zgodzimy się, iż istotą rzeczy są tak naprawdę ludzie, którymi się otaczamy.
Wystarczy przygarnąć sobie jednego, czy dwóch rozgadanych Torunian, a wtedy umiejętność posługiwania się językiem polskim sama przyjdzie z czasem. Irina i Viktar, zapytani, czy czują, że decyzja o przeprowadzce do Polski była słuszna, odpowiadają…
Toruń jest całkiem małym miastem, ale w końcu małe jest piękne, prawda? Urokliwe uliczki, przytulne kawiarnie na rynku, a przede wszystkim otwarci ludzie. Irina zauważa, że odróżnia go to od Warszawy, w której wszyscy pędzą, i gdzie sama struktura społeczeństwa układa się inaczej.
I tym pozytywnym spostrzeżeniem zbliżamy się do końca historii. Wraz z Iriną i Viktarem pozostawiamy was z refleksją – czasami życie rzuca nas w miejsca, w których na początku nie planowaliśmy się znaleźć. Ale czy to źle? Warto jest czasami podjąć stanowczą decyzję, gdy w głębi serca czujemy, że gdzieś nie pasujemy i zacząć szukać wolności na własną rękę. W końcu, jeśli jedno jest pewne, to to, że ,,skład życia” w Toruniu zasługuje na odkrycie.
[fot: Irina Lapatko, Viktar Makouski]
[grafika: Tobiasz Troczyński]