Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

House of Cards

Pora przyjrzeć się produkcji, która wywołała ostatnimi czasy sporo zamieszania. „House of Cards” stanowi bezsprzecznie rewolucję w dziedzinie seriali.

Dlaczego? Ponieważ to pierwszy serial w historii emitowany wyłącznie w Internecie. Wszystkie 13 odcinków zostało udostępnionych na amerykańskim serwisie  Netflix pierwszego lutego.

To oznacza jedno: kolejny nokaut w pojedynku telewizja kontra sieć. W czasach kinomaniaka, iitv i tym podobnych serwisów z całymi sezonami telewizyjnych seriali, kiedy to w jeden dzień możemy zapoznać się ze wszystkimi jego  odcinkami ( sam miałem tak z cudownym „Firefly”), tydzień czekania na kolejne 45 minut filmu staje się po prostu bezsensowny.

„House of Cards” to kolejny nokaut w pojedynku telewizja kontra sieć

Reżyserią i produkcją obrazu zajął się nie kto inny, jak tylko sam mistrz David Fincher. Twórca takich dzieł jak fenomenalny „Podziemny Krąg”, wybitny „Siedem” czy niewiele gorszy  „Zodiak” z kunsztem, niespiesznie, buduje napięcie wprowadzając nas w brutalny świat polityki : o wiele mroczniejszy i bardziej cyniczny nawet niż ten przedstawiony w „Idach marcowych” – bezsprzecznie jednym z najlepszych filmów 2011 roku.

Fabuła bazuje na powieści Michaela Dobba,której pierwsza ekranizacja ujrzała światło dzienne w 1990 roku w postaci brytyjskiego miniserialu. Ten zbieg okoliczności przywodzi na myśl podobną sytuację ze „Szpiegiem” z 2011 roku, który był remake’iem miniserialu  sprzed ponad 30. lat. Zarówno „House of Cards” jak i „Szpieg” udowadniają, że dobre story po prostu się nie starzeją i że można je nakręcić jeszcze lepiej.

 

 

Osią jest historia senatora Franka Underwooda i jego bezwzględnej walki o polityczne wpływy w Kongresie. Underwood bez skrupułów manipuluje, kłamie, zastrasza i nie tylko… Po drugiej stronie barykady staje na przeciw niego  młoda, ambitna reporterka.

Underwood bez skrupułów manipuluje, kłamie, zastrasza i nie tylko… Po drugiej stronie barykady staje na przeciw niego  młoda, ambitna reporterka

Underwooda gra niesamowity jak zawsze Kevin Spacey. To zresztą przykład na kolejny trend widoczny w serialowym świecie : o ile kiedyś zagranie w serialu było dla aktora ostatecznością, niemal hańbą( no może z kilkoma wyjątkami : na przykład genialnego Aleca Guinessa – zdobywcy Oscara za „Most na rzece Kwai” – we wspomnianym miniserialu „Szpieg”) obecnie jest postrzegane raczej jako szansa  na rozwinięcie postaci, której nie daje  dwugodzinny film. Dlaczego trend? Spójrzmy chociażby na Seana Beana w „Grze o Tron” czy Steve’a Buscemiego w „Zakazanym Imperium”.

Bo i same seriale się zmieniają – tworzą je świetni scenarzyści wespół z bardzo dobrymi reżyserami, a  budżety, jakimi dysponują twórcy, niekiedy nie odbiegają znacząco od budżetów największych produkcji filmowych. Seriale nie są infantylne i proste, przeciwnie: masa w nich niespodziewanych zwrotów akcji i dylematów moralnych bohaterów. Spójrzmy na „Grę o Tron”  i zwiastun jej trzeciego sezonu, który był filmowym wydarzeniem miesiąca.

Może zatem zamiast marnować czas i pieniądze na zapełniające kina popłuczyny po „Zmierzchu”, lepiej zasiąść przed komputerem i obejrzeć  „House of Cards”?