„Wojna Makowa” to opowieść zanurzona w kulturze azjatyckiej, gdzie świat ocieka brutalnością, bólem i niesprawiedliwością. Gdy w tej rzeczywistości jesteś jeszcze sierotą wojenną, tym bardziej odczujesz to piętno. Prościej? Mroczna Mulan odurzona opioidami w obliczu wojny i nieznanej magii.
Państwo Nikan do krzty przypomina majestatyczne kraje kwitnącej magnolii. Jednak zamiast różowych kwiatów są halucynogenne maki. Wśród nich natomiast dziewczynka zwana Rin, wychowująca się na peryferiach kraju w Prowincji Koguta. Zmuszona do przemycania opium. Walcząca, by wyrwać się z miejscowej biedoty i aranżowanego małżeństwa. Obraz ten podsycony jest jeszcze pradawną magią, zgrzytem wojennych mieczy i odorem spalonych przez Feniksa ciał wrogów. Dokładnie tak prezentuje się estetyka orientalnej fantastyki Rebekki F. Kuang „Wojna Makowa”. W tej serii czyhający mrok nie rozpędza nawet ogień – tylko go podsyca.
Tym żarzącym akcentem chciałabym zacząć od palącej kontrowersji, która sprawia, że seria porównywalnie posiada tyleż zwolenników, co przeciwników. Zgrzyt ten dotyczy czerpania przez autorkę licznych inspiracji wśród klasyki fantastyki oraz podążania za utartymi schematami literackimi. Zauważyć można, że pisarka niewątpliwie zrobiła ukłon w stronę J. K. Rowling. Stworzyła bohaterkę, która analogicznie do Harry’ego Pottera, wkracza w progi wysublimowanej uczelni, z wyraźnymi tradycjami i hierarchią, starając się odnaleźć w nieprzychylnym środowisku. Jednak mimo tego oczywistego zabiegu, czy nawet małych niuansów fabularnych, które aż krzyczą, „gdzieś już to czytałem” – Rebekka F. Kuang wprowadziła do świata literackiego coś zupełnie świeżego i rzadko spotykanego.
Autorka na kartach powieści wykreowała bohaterkę nieszablonową. Rin, mimo iż posiada boski, przepotężny dar, który wykorzystuje w czasie trwającej wojny, nie staje się wyzwolicielką, wybrańcem. Nie jest wszechmocna – emanuje siłą, jednak zdarza jej się przegrywać. Nie posiada w sobie pokładów dobra i nie pragnie za wszelką cenę uratować ludzkości od tyranii. Podejmuje złe strategicznie decyzje, czasem nawet, kieruje się egoizmem. Tym samym nie wpasowuje się w kategorie „moralnego zbawiciela”, jak przykładowo Harry Potter, Katniss Everdeen, czy Frodo Baggins. Jej profil jest bardzo złożony, a negatywne cechy postaci zostały ukształtowane przez każde wydarzenie rozegrane w książce. Krótko mówiąc – w mojej opinii pisarka opisała dobry, wiarygodny rozwój psychologiczny jednostki. Ufa i kibicuje się tej postaci, a jednocześnie się jej obawia, gdyż postępuje nieprzewidywalnie, chaotycznie. Swoimi wyborami zaskakuje czytelnika na każdym kroku, co bardziej wciąga w przestrzeń powieści.
Pozostali bohaterowie trylogii również zostali rewelacyjnie przedstawieni. Każda postać jest doskonale wyróżniona przez autorkę. Czytając ich historie, nie doświadczyłam niedosytu, informacje zostały doskonale wyważone. Choć nie wszystkie fakty, motywacje są wypowiedziane wprost, to kończąc serię, odczuwałam wyrobioną klamrę kompozycyjną na losach prawie każdego bohatera. Jedynie jedna postać na końcu serii, posiada wątek niedokończony i liczę na to, że autorka w przyszłych książkach będzie kontynuować życie tej jednostki.
Przechodząc do kwestii akcji powieści, muszę zaznaczyć, że ma ona średnie tempo. Sama czytając serię, wspomagałam się audiobookiem i być może to sprawiło, że występujące momenty stagnacji w historii, nie dotknęły mnie znacząco. Przez nieregularności w fabule, które są obecne prawdopodobnie za sprawą samej obszerności tomów trylogii, książki mają zarówno momenty świetne, jak i gorzej rozwinięte. Osoby, które nie przepadają za czytaniem o rozbudowanych strategicznych poczynaniach wojskowych, nie potrafią wciągnąć się w intrygi polityczne, mogą wynudzić się, czytając tę serię.
Pozostając przy wątku militarnym, interwencje zbrojne są aż za dobrze zobrazowane. Autorka bowiem czerpała inspiracje z faktów z historii Chin, między innymi na rzezi Nankinu. Podczas masakry miały miejsce liczne gwałty, zbezczeszczenia zwłok poległych, drastyczne mordy. „Wojna Makowa” przesiąknięta jest tymi dantejskim scenami. Można by powiedzieć, że powieść Rebekki F. Kuang jest bliźniaczką „Gry o Tron” George’a R.R. Martina – wiemy dokładnie, w jaki sposób i w którą stronę został skręcony kark naszemu wrogowi. Jednych to może intrygować, drugich zgorszyć. Z tego też powodu chciałabym podkreślić, by tej serii nie traktować jako literatury młodzieżowej, tylko fantastykę przeznaczoną dla dorosłego odbiorcy.
Reasumując, jest to solidny, dobrze zaplanowany kawał prozy, ze świetnym klimatem chińskich wierzeń i tradycji. Dawno nie miałam okazji czytać tak dobrze rozbudowanej historii i pomimo kilku wad, które znajduję w tej trylogii, to z czystym sumieniem mogę przyznać serii ocenę 8/10.
[grafika: oryginalne okładki wydawnictwa Fabryka Słów]