Dwudziesta szósta edycja Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego Kontakt rozpoczęła się w drugiej połowie maja. „Życie na wypadek wojny” to jeden z nowych projektów przygotowany przez organizatorów wydarzenia. Z chęcią podzielę się z wami moimi odczuciami, które towarzyszyły mi w trakcie spektaklu, jak i po jego zakończeniu.
Sztuka przedstawia kilka artystek, połączonych doświadczeniem jednej tragedii – wojny. Były zmuszone do ucieczki z kraju, aby chronić siebie i swoich bliskich. „Wszystkie osiadły w regionie kujawsko-pomorskim, wszystkie chciały mówić”. – czytamy na stronie internetowej teatru, w artykule poświęconym wydarzeniu. W projekcie wzięły udział: Ołena Boryszpołec, Justyna Mohytycz, Jewhenija Nepytaliuk, Żenia Doliak, Alona Karpenko oraz Jasia Sajenko. Tekst sceniczny opracowała Lena Laguszonkowa, natomiast reżyserią zajęła się Ula Kijak.
Przed wejściem na salę publiczność otrzymała specjalny sprzęt wraz ze słuchawkami oraz skierowano prośbę, by użyć go już przed rozpoczęciem spektaklu. O godzinie 18:00 rozległy się głośne syreny alarmowe oraz pojawiły się artystki, które nalegały, aby się pośpieszyć i zająć swoje wyznaczone miejsce, żeby być bezpiecznym. Na twarzach widzów dało się zauważyć konsternację oraz zdziwienie. Sala szybko zapełniła się po brzegi i wszyscy w ciszy czekali na dalszy ciąg wydarzeń.
Cały spektakl prowadzony był w języku ukraińskim, lecz na rozdanych wcześniej słuchawkach usłyszeć można było polskie tłumaczenie. Na samym początku poinstruowano widownie jak zachować się w przypadku wojny m.in. co zabrać ze sobą, gdzie się udać oraz jaką drogę wybrać do najbliższego schronu. Artystki pokazywały także jak zabezpieczyć lustra, okna na wypadek wojny, używając do tego czarnej taśmy.
W prawym górnym rogu sali siedziała jedna z artystek, która wykonywała niezwykłe rysunki. Wzmacniały one przekaz sztuki oraz oddawały treść poszczególnych wydarzeń. Wszystko na bieżąco było pokazywane poprzez rzutnik na czarnej ścianie. Rysowała m.in. rakiety, które uderzają w budowle, wyrządzając przy tym ogromne szkody, bądź zaznaczała kolorem czerwonym na mapie Torunia punkty, które mogą być zagrożone w trakcie wojny.
Bohaterki spektaklu opowiadały mnóstwo wstrząsających historii. Te, które najbardziej we mnie uderzyły, dotyczyły uciekających matek z dziećmi, bólu i żalu, jaki zostaje w człowieku po zabiciu rodziny w trakcie wojny. Publiczność dostała również instrukcje jak zrobić „dobry koktajl”, jak prowadzić czołg, co zrobić w razie wybuchu bomby atomowej oraz jak zachować się w przypadku gwałtu i jakich myśli do siebie nie dopuszczać.
Zastanawiałam się nad minusami przedstawienia, lecz nie znalazłam żadnych. Wywarło na mnie zbyt duże wrażenie, żebym mogła znaleźć cokolwiek, co by mnie zawiodło. Pierwszy raz sztuka teatralna wzbudziła we mnie tyle różnych emocji, które utrzymywały się we mnie przez bardzo długi czas. Również samo zakończenie jest przejmujące i odsyła nas do domu z pewnymi rozważaniami.
Jestem wdzięczna, że mogłam być na tym spektaklu. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będzie mi dane zabrać na niego swoich bliskich, gdyż uważam, że każdy z nas powinien obejrzeć ten projekt i móc przeżyć go na swój własny sposób.
Spektakl powstał w koprodukcji Teatru Polskiego w Bydgoszczy, Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu, Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego „Kontakt” oraz Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy.
Więcej informacji dotyczących nadchodzących wydarzeń można znaleźć na oficjalnej stronie internetowej teatru.
[fot. Wojtek Szabelski]