Fanom muzyki alternatywnej, czy po prostu świeżych brzmień, artysty z podkrakowskiej Skały przedstawiać nie trzeba. Tego wykonawcę nie łatwo schować w ramach wybranego gatunku muzycznego. Lawiruje on gdzieś między punkiem, rockiem, a nawet rapem (co słychać głownie w rytmice i warstwie lirycznej poszczególnych kawałków). WaluśKraksaKryzys wraz ze swoim zespołem poradził sobie w Toruńskim NRD świetnie.
Na koncert wybraliśmy się w środę, 19.10.2022, do osobliwego klubu NRD. Sam polecam ten lokal, ze względu na unikalny charakter, ciekawe imprezy, i kineskopa przy barze, wyświetlającego retro reklamę przybytku (uwielbiam CRT!). WaluśKraksaKryzys zawitał tu ponownie po prawie rocznej przerwie. Możliwe, że aż tak uwielbia tutejsze piłkarzyki, jak sam pisał na swoim fanpage. Natomiast bardziej prawdopodobne jest, że zwyczajnie przepada za toruńskimi słuchaczami. W końcu zebrali się oni licznym gronem, zapełniając widownię po samo wejście do sali.
Po trochę przedłużonym akademickim kwadransie, głodny wrażeń tłum powitał muzyków głośnymi okrzykami. Towarzyszyły one z resztą całemu występowi, jak to na koncertach o mocniejszym brzmieniu. Zaraz po tym wybrzmiały gitary, perkusja, syntezator i sam wokal. Chłopaki grały piosenki z pierwszego albumu MiłyMłodyCzłowiek, jak i z mojego ulubionego Ataku. Nie mogło zabraknąć też najświeższego singla, tego promującego trasę promującą romantyczny styl życia, którego to Waluś wykonał pod koniec występu, solo. Gościnnie wybrzmiały też dwa kawałki Zdechłego Osy, kolejnego interesującego artysty, polecam przesłuchać jego kawałki. Około magicznej godziny 21:37, w mieście Ojca Dyrektora nie mogło zabraknąć Barki. Została ona dumnie wykonana przez wszystkich uczestników wydarzenia.
Koncert trwał mniej-więcej półtorej godziny, okraszony przerwami na pełne miłości słowa Walusia do słuchaczy. Nie zabrakło żartów, chwil w pełni romantycznych, z zapalniczkami czy rękoma w górze. Czuć było serdeczność i same pozytywne wibracje. Pomimo znacznej ilości różnych artystów, których miałem okazję oglądać na występach, w czasie tego koncertu poczułem kameralność i bliskość jakiej nie miałem okazji zaznać. Sama interakcja między Walusiem a widzami jest niepowtarzalna, jakby po koncercie wszyscy mieli zebrać się razem i wstąpić do baru pogadać jak starzy kumple. Zrobiło to na mnie niemałe wrażenie, a sam wychodząc z koncertu nuciłem kawałki przed chwilą przecież grane na żywo. Jeszcze było mi mało!
Nie obyło się bez pewnych wpadek. Światło choć klimatyczne, mogło być zagrane lepiej. Fotografowie nie mieli łatwego życia (w tym Dominika, która jest autorką zdjęć z tego artykułu). Ja sam jestem dosyć mocno zawiedziony faktem, iż nie znalazła się piosenka Uśmiech Chelsea, jedna z mojej osobistej top three w repertuarze Walusia. Sam ją odśpiewałem czekając do szatni w kolejce. I tyle z wylewu jadu.
Mieliśmy okazję rozlosować wejściówkę na koncert. Szczęśliwa zwyciężczyni towarzyszyła mi podczas zabawy. Sama nie słucha tego typu muzyki na co dzień, ale po udanym wieczorze, napomknęła o szczegółowym przyjrzeniu się dorobku WalusiaKraksyKryzys. Jeśli nie znacie jego kawałków, koniecznie odpalcie Spotify albo Youtube!
Twórczość Walusia jest przepełniona poetycką wrażliwością i zabawami słowem, a to wszystko w języku polskim, co uważam za spory plus. Pięknie kontrastuje to z często surowym, i bardzo energicznym brzmieniem. To połączenie na tyle nieoczywiste, że sprawnie przyciąga to wielu nowych fanów. Jego liryczno-psychologiczna podróż rozciągająca się przez dwa albumy, pozwala dojrzeć w nim nie tylko wykonawcę ale i człowieka. Stajemy z nim ramię w ramię z naszymi emocjami i problemami. Spektrum wzruszenia, bólu, ale i też zabawy czy miłości jest mieszanką wybuchową, godną nazwania sztuką czasów buntu, ale i niepewności. Można poczuć się zawstydzonym otwartością którą prezentuje Waluś w piosenkach. „Często przekładam wydarzenia z życia na tekst jeden do jednego” – i to po prostu czuć. Nie ma tu miejsca na fikcję czy udawanie.
Jestem bardzo ciekaw jak potoczy się dalsza historia WalusiaKraksyKryzysu. W nieco ponad 2 lata po tym, jak w pokoju brata nagrał sam swój pierwszy album, ma za sobą już głośny występ na Męskim Graniu, pierwsze miejsce na festiwalu w Jarocinie, i przede wszystkim oddaną rzeszę fanów. Dla mnie jest nadzieją polskiej sceny, świeżym tchnieniem przeganiającym syf, który zalewa nasze odtwarzacze. Potrzeba nam głosu jakim jest WaluśKraksaKryzys, i tego co daje ludziom swoją twórczością.
[tekst: Herbert Ochimowski; fot. nagłówkowa: materiały prasowe; pozostałe fotografie: Dominika Czaja]