Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Zatańczmy w rytm Lat Dwudziestych – Dawid Podsiadło „Lata Dwudzieste” [Recenzja]

Cztery lata po premierze płyty Małomiasteczkowy, doczekaliśmy się następnego albumu od Dawida Podsiadło. Jest to kolejny puzzel w układance twórczości tego artysty. Zapraszam do zaczynających, a za razem kończących Lat Dwudziestych. Ubierz wygodne buty, bo będzie tanecznie.

21 października odbyła się oficjalna premiera albumu Lata Dwudzieste. Jest to czwarty solowy album artysty, piąty licząc jeden z zespołem Curly Heads, siódmy patrząc na reedycje i zmienione wersje powstałych już utworów. Takie hity jak Małomiasteczkowy, W Dobrą Stronę czy Trójkąty i Kwadraty zna spora część Polaków, co potwierdza ilość sprzedanych biletów na koncerty. Do tych największych możemy zaliczyć nadchodzący drugi występ na Stadionie PGE Narodowym w Warszawie, gdzie może się zgromadzić 80 tysięcy fanów.

Odważę się stwierdzić, że Podsiadło od kilku lat jest najważniejszą postacią na polskiej scenie muzycznej. Każda rzecz, która wychodzi z jego rąk, a właściwie ust, spotyka się pozytywnym odbiorem dziesiątek (jeżeli nie setek) tysięcy fanów oraz krytyków, którzy przy każdej możliwej okazji przyznają mu wyróżnienia. Skąd bierze się ta popularność? Moim zdaniem, ogromne znaczenie ma jego image – Dawid kojarzy się z chłopakiem z mojego osiedla, który mówi dzień dobry i chętnie pomaga sąsiadom. Jego charakterystyczny sposób wypowiadania się w wywiadach i bycie na scenie, wpływa na chęć poznania go bliżej.

Promocja albumu

O tworzeniu płyty, Podsiadło wspominał już dwa lata temu. Przez ten czas, kilka razy dowiadywaliśmy się o zbliżającym się terminie prezentacji nowych utworów. Ostatecznie, pierwszy singiel Post ukazał się w czerwcu tego roku, a wraz z nim artysta ogłosił nadchodzącą trasę koncertową Postprodukcja. Po letniej trasie festiwalowej muzyk odkrył przed nami karty, prezentując projekt dla serialu Cyberpunk: Edgerunners, dla którego stworzył część soundtracku oraz opowiedział o swoim dalszym rozwoju w kinematografii, stając się koproducentem filmu Johnny. W moim odczuciu, największą zachętą do oczekiwania na zbiór utworów, stał się romantyczny singiel To co masz Ty!, do którego został dołączony teledysk, który w pełni odmienił moją interpretację tej piosenki.

Kilka dni przed premierą, Dawid Podsiadło zaprezentował okładkę albumu, która w moim odczuciu jest jedną z najlepszych, które powstały w 2022 roku. Współpraca utalentowanego duetu Bartłomieja Walczuka oraz Julii Konopki (OSOM Studios) z reżyserem wspomnianego wyżej filmu, czyli fotografem Danielem Jaroszkiem, przyniosła niesamowity efekt. Okładka składa się z siedmiu ujęć, które łączą się w jedną, współgrającą całość, mimo iż każde zostało wykonane w innej scenerii i prezentuje inne wydarzenia. Przypomina mi okładkę The Beatles Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, tylko w rozszerzonej wersji. Warto podkreślić, że treść okładki odwołuje się do treści płyty – od charakterystycznych przycisków z X-Factora, o którym artysta pośrednio opowiada w utworze O czym śnisz?, po znaki strajków, które odbyły się w Polsce na przestrzeni ostatnich lat, których przesłanie zostało zawarte w Poście.

Podczas reklamowania Małomiasteczkowego albumu, Podsiadło zabrał nas do kiosku, w którym sprzedawał rajstopy, znicze i swoje płyty. Tym razem zawitał do podziemnego przejścia, w którym razem z Radosławem Kotarskim (współtwórcą podcastu Podsiadło&Kotarski Podcast) zaprosił przechodniów do premierowego wysłuchania nowych utworów. Autentyczność badanych, którzy nie zawsze okazywali zachwyt utworami, sprawiła, że nieco się przeraziłam. Możliwość wysłuchania dzień przed publicznym ukazaniem się płyty, utworów w wersji preview (trzydzieści sekund z każdego utworu) nie poprawiła sytuacji. Czułam, że nadmierna popowość, która nie pasuje mi do Podsiadły, zbyt mocno przejęła władzę nad jego twórczością.

W moim odczuciu, finałem promocyjnych działań, był prywatny koncert Podsiadły i jego zespołu na stadionie PGE Narodowym, dokąd artysta zaprosił celebrytów oraz przedstawicieli mediów. Osobiście, jestem przeciwniczką takich działań – muzyka powinna być dla fanów, a nie ludzi wyższych sfer, jednak dla działań promocyjnych w czasach, kiedy social media są źródłem wiedzy i głosu, jest to jak najbardziej zrozumiałe. Zaproszeni goście mieli okazję usłyszeć album w wersji koncertowej jako pierwsi. Obserwując to działanie za pośrednictwem social mediów, zachwyciłam się aranżacjami utworów i zrozumiałam, że w tym przypadku nie powinno się oceniać płyty po losowych trzydziestu sekundach. Podczas tego koncertu, muzyk ogłosił swój drugi otwarty koncert na PGE Narodowym. Przypomnę, że pierwszy współorganizowany z Taco Hemingway’em, odbył się w 2019 roku i zebrał przed sceną około 65 tysięcy uczestników. Wyprzedany w ciągu doby koncert zapowiedziany na rok 2023, ma zebrać ponad 80 tysięcy słuchaczy, a to za sprawą ustawienia coraz częściej spotykanej okrągłej sceny. Organizatorzy koncertu w imieniu artysty zapewniają, że to nie jest ostatnia niespodzianka, którą przygotował Dawid Podsiadło.

Utwory

Crème de la crème – recenzja utworów. Twórcy albumu, czyli Dawid Podsiadło oraz Jakub Galiński, który na co dzień gra w zespole „małomiasteczkowego” na instrumentach klawiszowych oraz produkuje utwory dla takich artystów jak Sanah lub ostatnio debiutująca w piwnicy u Galińskiego Sylwia Grzeszczak. Na podstawowej wersji płyty znalazło się trzynaście utworów. Wszystkie zostały wydane w języku polskim. Wersja limitowana deluxe Lat Dwudziestych została powiększona o cztery utwory – dwa covery Nic nie może przecież wiecznie trwać Anny Jantar oraz Bóg zespołu T-Love, piosenkę końcową serialu Cyberpunk: Edgerunners Let you down oraz zupełnie nowy utwór – Kolce i róże.

Dawid Podsiadło poinformował za pośrednictwem social mediów, że treść wszystkich utworów dotyczy kończącego się etapu jego życia, pomiędzy 20 a 30 rokiem życia. Jak można wywnioskować, tytuł albumu Lata Dwudzieste jest bezpośrednim odniesieniem do ostatniej dekady życia, która zapewne, była momentem przełomowym kariery jak i osobistego rozwoju Dawida Podsiadły.

Podczas słuchania tego albumu odczuwam gamę przeróżnych emocji, dlatego pochylę się nad utworami bardziej i poświęcę każdemu kilka linijek. Polecam przyjrzeć się sposobom w jakie zostały zapisane tytuły kawałków, bo zachodzą tutaj ciekawe zabiegi. Głębsze znaczenie może być ukryte lub niewidoczne na pierwszy rzut oka. Ciekawym zjawiskiem jest kolejność utworów ze względu na tytuły – dwa pierwsze zawierają jedną małą literę w wyrazach. Natomiast mori, millenium i awejniak, w odróżnieniu od pozostałych, zawierają tylko małe znaki.

13. POST. Jak dla mnie vibe Polskiego Tanga Taco Hemingway’a. Dużo polskości, tradycji i stereotypów. Bardzo lubię w Podsiadle to, że potrafi wyrazić swoje zdanie o ważnych dla niego sprawach, mimo możliwości odwrócenia się słuchaczy.

12. Halo. Do tego momentu myślałam, że tylko ja przynajmniej raz w życiu ugrzęzłam w relacji hej od święta. Czuję, że ten utwór jest bardzo potrzebny na tej płycie. Przy Podsiadle, który w dobę sprzedał 80 tysięcy biletów na koncert na Narodowym czułam się jak przy mitologicznym bożku, do którego nie jestem w stanie dotrzeć bez pośredników, który żyje nadzwyczajnym życiem. Okazuje się, że on również przeżywa zawody w relacjach.

11. Nie lubię cię. Gdyby Dawid nie przyznał, że tematem tej piosenki są jego odczucia do mediów, to żyłabym w przekonaniu, że ten przesympatyczny Pan kogoś wyjątkowo nie lubi. Może warto dać szansę mniejszym mediom?

10. O czym śnisz? Utwór bardzo przyjemny, o tym że nie warto się poddawać – wzór na singiel. Niestety nie kupuję tego. Minęło za mało czasu od ich ostatniego wspólnego utworu Ostatnia nadzieja. Mam nadzieję, że za jakiś czas wrócę do tej piosenki i dam jej szansę.

9. TAZOSy. Odnoszę wrażenie, że Star Wars wyjątkowo towarzyszy Podsiadle. Pierwszy raz wspomniał o tej produkcji na Małomiasteczkowej płycie, w singlu Najnowszy Klip. Informacja dla osób, które podobnie jak ja urodziły się w latach 00, Tazosy to plastikowe żetony. Wracając do sedna, dawno nie słyszałam tak dobrze przeplatającego się smutno–radosnego tekstu. Z jednej strony piękne wspomnienia z wolnych chwil, a z drugiej przykre momenty w relacji.

8. WiRUS. Nie będę ukrywać, że złapało mnie przerażenie, kiedy zobaczyłam ten tytuł nie znając słów piosenki. Koronawirus i związana z nim pandemia, na długo nie wyjdą z mojej pamięci i zapewne do końca życia będą kojarzyć się z negatywnymi wspomnieniami. Jednak takiego wirusa, jakiego zaproponował Podsiadło, chętnie bym przyjęła do swojego organizmu. Przy pierwszym odsłuchu miałam wrażenie, że gdzieś już słyszałam ten refren. Odnoszę wrażenie, że twórcy trochę inspirowali się kultowym Everybody Backstreet Boys. Czy to źle? Jak dla mnie absolutnie nie. Po ponad 10 koncertach Podsiadły, poznając jego kreatywność na scenie, nie zdziwiłabym się gdyby kiedyś zaskoczył nas zmianą Jestem wirus na Everybody, rock your body. Chciałabym poznać powód, z którego utwór ten jest pierwszym na płycie.

7. To co masz ty! Podsiadło mógłby poczekać z wydaniem tego utworu do 14 lutego. W tekście i melodii jest zawarta taka ilość słodyczy, że czekam aż znajomi pochwalą się, pierwszymi tańcami na weselach do tej piosenki.

6. awejniak. Katarzyna Nosowska jest idealnym gościem do tego utworu. Cieszę się, że to dzieło pojawiło się na albumie, bo przy utworach pełnych ekspresji, potrzebowałam na zakończenie czegoś spokojniejszego.

5. Szarość i róż. Nie bez powodu na początku tekstu znajduje się nagranie tego utworu ze stadionowego koncertu w Chorzowie. To, co wydarzyło się na scenie, kiedy wyszła na nią orkiestra kradnąc show, jest dla mnie numerem jeden w całym moim koncertowym życiu (a jest to życie bogate, obejmujące około stu wydarzeń). Przez to, że poznałam jak doskonała jest wersja live, nie potrafię jej słuchać na płycie. Jeżeli Podsiadło zrobi kiedyś nam taką przykrość, że wyjedzie w końcu stąd, to będę katować ten utwór i wspominać najpiękniejsze czasy.

4. D I A B L E. Podmiot liryczny tych utworów chyba lubi palić zielone. Wcześniej blant, tu zieleń traw robiąca dym i szum w głowie. Dla mnie kwintesencją całości są dwa wersy – W głowie tylko jedno zdanie, zjadłbym Ciebie na śniadanie. Ah! Doskonałe. Z tym utworem mam jeden problem. Pozostałe kawałki potrafię odnieść do swojej historii i odnaleźć jakieś nici porozumienia. Ten jest dla mnie na tyle tajemniczy, że nie potrafię odkryć jego znaczenia. Mimo to uważam, że takie utwory są potrzebne, by móc do nich wracać i wielokrotnie poszukiwać w nich sensu.

3. mori. Miałam przyjemność usłyszeć ten utwór podczas letniego koncertu Podsiadły. Gdybym miała opisać jesienne przygnębienie jednym utworem, byłby to mori. Wersja studyjna momentami przypomina mi utwór 715 niezwykłego artysty Bona Ivera. Próbowałam pozbyć się myśli, że ten utwór dotyczy tematu śmierci, aby móc spokojnie słuchać go przy dobrym humorze. Jednak tekst jest zbyt wymowny.

2. millenium. Drugi utwór zaczynający się od małej litery i za razem drugi utwór dotykający końca życia. Z pełnym przekonaniem uważam, że jest to najpiękniejsze wyznanie miłości, jakie powstało w polskiej muzyce.

1. Blant. Wow, ale to musi być katharsis w wersji koncertowej. Odczuwam, że ten utwór został stworzony z myślą o wykonywaniu go na żywo. Głos Dawida Podsiadły wykrzykującego refren wygrał dla mnie cały ten ranking i płytę. Jeżeli dane mi by było usłyszeć tylko ten fragment przed premierą, to z góry kupiłabym dwie sztuki albumów. Gdyby palenie blantów było legalne, to myślę, że w momencie wykonywania tej piosenki, cały Narodowy poczuł ten charakterystyczny zapach.

Podsumowując, album jest dobry. Nie ma na nim utworu, który odbierałabym negatywnie. Mimo wielu głosów fanów, że jest on „mało Dawidowy”, osobiście uważam, że jest w nim więcej Podsiadły niż w poprzednim albumie. Wierzę, że będę mieć okazję porównać ten zbiór utworów do wersji koncertowej i że będzie ona równie dobra jak ta. Album oceniam na mocne 7,5/10. Brakuje mi zaskoczenia, takiego jak to, które artysta zafundował posiadaczom wersji deluxe, gdzie zawarł niezwykły utwór Let you down wyróżniający się na tle pozostałych. Niezwykle się cieszę, że po czterech latach oczekiwania w końcu możemy posłuchać kolejnych historii Dawida Podsiadły, i to z całych Lat Dwudziestych.

[Fot. Daniel Jarosz, projekt OSOM Studios ]