Za nami jubileuszowa, 30 już edycja międzynarodowego festiwalu sztuki autorów zdjęć filmowych EnergaCAMERIMAGE. Co roku na tym wyjątkowym evencie przyznawane są nagrody operatorom zdjęć filmowych za najwspanialsze dokonania wizualne. „Na zachodzie bez zmian”, pomimo, iż nie zgarnął nagrody głównej – Złotej Żaby, z pewnością jest dziełem, które zachwyca wizualnym aspektem i warto poświęcić mu chwilę uwagi.
Po film sięgnęłam już jakiś czas temu, trochę z nudów, trochę z ciekawości. Nie będę ukrywać, iż netfliksowa zakładka „Top 10 filmów w Polsce dzisiaj” także przyczyniła się do mojego wyboru. Był on na pewno bardzo trafny, chociaż początkowo miałam ku temu spore wątpliwości.
Już na wstępie brakowało mi „backstory” naszego głównego bohatera – Paula (Felix Kammerer). Na ekranie widzimy jedynie młodego, pełnego wigoru i charyzmy chłopaka, który wbrew woli swojej matki decyduje się zgłosić do punktu poborowego, aby służyć ojczyźnie na froncie. Nie jest nam jednak dane poznać jego nastoletniego życia sprzed wojny, a zamiast tego w szybkim tempie zostajemy postawieni w roli obserwatorów surowych i dosadnych scen z okopów. I również tam nie poznajemy poprzedniej codzienności bohatera, chociażby w postaci wspomnień. A co się z tym wiąże – nie potrafimy obdarzyć go autentyczną sympatią, co jest z pewnością frustrującym odczuciem. Tak przynajmniej może się wydawać na początku…
Na moment przełomowy, który pozwolił mi zrozumieć urok takiego zabiegu, nie musiałam długo czekać. Zanim przenieśliśmy się w ponure labirynty okopów, przyszło nam doświadczyć refleksji na temat wartości ludzkiego życia w obliczu wojny. Kiedy przyszłym szeregowcom rozdawane były mundury, przyszyte na nich nazwiska nie zgadzały się z danymi ich nowych właścicieli. Paul, myśląc, że to zwykła pomyłka, nie zdawał sobie sprawy z tego, iż mogły one należeć już do kogoś innego… Ta scena niesamowicie dosadnie przedstawia smutną naturę wojny, na której nie ma miejsca na indywidualizm i poszanowanie jednostki, ale na powszechne tworzenie szarych mas, z numerkiem zamiast nazwiska.
Reżyser, Edward Berger niezwykle trafnie przedstawia kontrast między wygodną pozycją negocjatorów z wyższych sfer a opłakanymi losami żołnierzy, o których życiu decydują negocjatorzy. Autor zdjęć, James Friend, którego praca została wynagrodzona kwalifikacją do tegorocznej nagrody Złotej Żaby, tworzy piękną klamrę w postaci wizualnych przeżyć, które nadają filmowi niepowtarzalnego charakteru. Pozwala nam potraktować głównego bohatera jako nasze oczy i uszy, dzięki czemu umożliwia nam odbieranie bodźców wszystkimi naszymi zmysłami.
W scenie, w której Paul szarpie się z Francuzem, widz ma wrażenie, jakby sam był winny urazom i rozlewowi krwi. Z drugiej strony, sceny maszerowania żołnierzy po lesie nie pozwalają nam odpocząć. Napięcie sięga zenitu i mamy wrażenie, iż w każdej chwili może dojść do krwawej tragedii. Zarówno te makabryczne sceny walk, jak i pełne marazmu chwile pozornego spokoju i ciszy wśród niepokornej natury, zapewniają nam rollercoaster doznań.
„Na zachodzie bez zmian” właśnie, przede wszystkim, dzięki świetnej stronie wizualnej, mogę ocenić na mocne 7/10. Pomimo, iż nie wygrał tegorocznej nagrody głównej, był świetnym kandydatem. A czy zasłużył na wygraną? Taką ocenę pozostawiam Wam, zachęcając gorąco do jego obejrzenia!
[Fot.: oficjalne materiały promocyjne, Netflix]