Anna Król
Najnowszy album The Milk Carton Kids przenosi nas w zupełnie inną przestrzeń, w której możemy choć na chwilę zatrzymać się i usiąść w fotelu z wielkim kubkiem gorącej herbaty w dłoni. Sami artyści przyznali, że w dużej mierze inspiracje dla „The Ash & Clay” czerpali z książek i filmów. I słychać ten cudowny świat.
Po pierwszym przesłuchaniu wywołuje uśmiech, błogie rozmarzenie, ale w żadnym wypadku nie możemy tutaj mówić o nudzie. Indie rock podany w bardzo apetycznej wersji, która ani przez chwilę nie odrzuca. Jest to spójna całość, dość przewidywalna, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Album otwiera numer „Hope Of A Lifetime”. Kto mógłby przypuszczać, że męskie wokale mogą być tak delikatne i harmonijne? W tym przypadku artyści są stworzeni do tego duetu. Do tego nienarzucający się akompaniament gitarowy i przepis na sukces gotowy. Właściwie pierwszy kawałek jest całkiem niezłą zapowiedzią tego, co spotka nas po drodze.
Kolejnym przystankiem zdaje się być singiel „The Snakes”. Nadal jest wolno, nastrojowo i w stylu typowym dla The Milk Carton Kids. Po chwili przychodzi orzeźwiające „Honey, Honey”. Gitarowe szaleństwo, tempo i dopełniające się wokale sprawiają, że słuchaczowi nie schodzi uśmiech z twarzy.
Nachodzi moment zupełnego zwolnienia. Sentymentalna ballada „Promised Land” nadaje się na utwór, który jest odtwarzany w filmowym tle. I faktycznie kawałek ten został wykorzystany w produkcji o tym samym tytule. Widać, że nie trzeba głośno krzyczeć, aby być słyszanym. Dotyczy to także muzyki. Brak tu efektów dźwiękowych, elektronicznych udziwnień. Jest jedynie gitara i wokal. Ubogo? W żadnym wypadku.
Widać, że nie trzeba głośno krzyczeć, aby być słyszanym. Dotyczy to także muzyki. Brak tu efektów dźwiękowych, elektronicznych udziwnień. Jest jedynie gitara i wokal. Ubogo? W żadnym wypadku.
Znów mamy zmianę rytmu. Po wysłuchaniu „Heaven” faktycznie można poczuć się jak w niebie. Słychać, że tworzenie muzyki sprawia artystom dużą satysfakcję i świetnie się przy tym bawią. Słuchacz ma aż ochotę potupać w takt tej muzyki. Melodyjka, która z łatwością wpada w ucho, całkiem przyjemna do słuchania i podrygiwania.
Pora na pożegnanie balladą „Memphis”. Nienachalne gitarowe solo i nieco zimny wokal sprawiają, że naprawdę można się rozpłynąć. Zdecydowanie jedna z lepszych kompozycji na płycie. Co prawda bez rewelacji i ozdobników, a jednak porusza do głębi.
Album godny polecenia, ale tylko dla fanów prostoty i akustycznych brzmień. Duet The Milk Carton Kids zasługuje na docenienie ich najnowszego krążka, ponieważ udowodnili, że da się stworzyć dobrą kompozycję nadal będąc wiernym sobie. Z dala od blichtru i świateł reflektorów.