Anna Król
Na polu muzycznym działają od 2008 roku i ciągle zaskakują. W porównaniu do ich debiutanckiego krążka „Jest taka opcja”, Kiev Office poczynili duży postęp, ponieważ najnowsza produkcja pt.: „Zamenhofa” prezentuje się zdecydowanie lepiej od pierwszego krążka. Mimo, iż na albumie znajdują się jedynie 3 nowe kawałki (reszta jest kompilacją piosenek, które nie weszły na poprzednie płyty), to dobra mieszanka punk rocka, elementów psychodelicznych a nawet country.
Pierwszy numer „Jerzy Pilch” jest mocnym początkiem zakorzenionym w stylistyce lo-fi, która zdecydowanie najbardziej pasuje do Kiev Office. Często wręcz niedbałe, bardzo luźne kompozycje wprowadzające zamieszanie i chaos są znakiem firmowym zespołu. Słychać, że muzycy dobrze się bawią przy wykonywaniu swoich utworów, zwłaszcza, że wiele z nich nagrano w domowych warunkach.
Jest również „Bałtyk nocą”, nawiązujący do korzeni zespołu, którego skład przecież pochodzi z Gdyni. Ciekawym elementem jest recytacja zwrotek, podczas gdy refren wspierany gitarami został wprost stworzony do śpiewania przez publiczność na koncertach. Na krążku mamy aż dwie wersje tego numeru: koncertową i studyjną. Ciekawym numerem jest tu również „Archeolog”. Nagrany właściwie jedynie przy akompaniamencie gitarowym z licznymi wokalnymi wpadkami, które są tak urzekające, że wręcz dodają charakteru całej kompozycji.
„Six six six” to również nowość, tym razem anglojęzyczna. Nawiązuje do punk rockowego grania z ciekawymi elementami country. Krzykliwy, mocny refren, który jest oderwany od całości trochę kłóci się ze sobą, ale z pewnością w wersji live wypada dużo lepiej. Trzeba wspomnieć, że Kiev Office jest typowym zespołem koncertowym i cała ich energia zostaje uwolniona dopiero przy wykonaniach na żywo. Często jest tak, że artyści, którzy wydają dobre płyty, na swoich występach rozczarowują publiczność. W tym przypadku jest dokładnie odwrotnie.
Często jest tak, że artyści, którzy wydają dobre płyty, na swoich występach rozczarowują publiczność. W tym przypadku jest dokładnie odwrotnie.
Pozostaje kwestia tekstów. Są one niebanalne tak jak i sam zespół. Już same tytuły sugerują, że będzie ciekawie. „Uda Clina Eastwooda”, „Uciekł w niszę” czy „Reportaż”. Zwłaszcza ten ostatni, który zdaje się być po prostu przeczytanym hasłem ze słownika. Nie jest to oczywiście szczyt kunsztu artystycznego, ale jak na alternatywną kapelę, wypadają całkiem nieźle.
Nasiono Records zrobiło kawał dobrej roboty wydając krążek „Zamenhofa”. Mimo, iż zespół nie zabiega o ogromną popularność i znany jest raczej w węższych kręgach, ma szansę na poszerzenie grona słuchaczy. Apetyt rośnie w miarę słuchania, a ciekawość wykonań koncertowych jest jeszcze większa po wysłuchaniu wszystkich utworów.