James Blake – dwudziestopięcioletni Brytyjczyk, który zapoczątkował nowy wymiar muzyki elektronicznej – powraca z nowym albumem. Dwa lata temu pojawił się jego pierwszy longplay, zatytułowany „James Blake”, na którym znalazł się utwór „Limit To Your Love”. Ten kawałek skradł serca wielu i popchnął ich do wkroczenia w świat Blake’a. Okazało się, że cały ten album to elektroniczna Kinder-niespodzianka. I już wtedy było wiadomo, że wyjście tego artysty z brytyjskiego podziemia zaowocuje na muzycznym polu syntezatorów.
8 kwietnia James Blake urodził się po raz drugi. Do słuchaczy trafił krążek pod tytułem „Overgrown”. Stało się to dzięki brytyjsko-amerykańskiej wytwórni Rebublic Records. Na albumie znalazło się dziesięć utworów, z czego niemal wszystkie wyprodukował sam Blake. Wyjątek stanowi jedynie „Digital Lion” – kawałek stworzony przez Briana Eno. Jeżeli chodzi o gości, to tylko RZA został zaszczycony przywilejem nagrywania razem z Blake’em. Cały album to niemal czterdzieści minut elektronicznych przyjemności.
Krążek rozpoczyna tytułowy utwór – „Overgrown”. Już pierwsze dźwięki zdradzają, że James Blake kontynuuje swoją muzyczną drogę. Słyszymy rytmiczne instrumentarium i głos artysty. Głos taki jak zawsze – delikatny, ale nie grzeczny. Głos balansujący między kontrastującymi ze sobą dźwiękami i w swego rodzaju opozycji do rytmu syntezatora. Ponadto ten głos nigdy nie wychodzi na pierwszy plan, ale wpisuje się w resztę dźwięków, tworząc spójną całość. W kolejnym utworze – „I Am Sold” – Blake pogrywa sobie z rzeczywistym brzmieniem jego wokalu i już na dobre zaczyna bawić się muzyką. Nie zapomina jednak o melodii, a ta z kolei nie daje się zapomnieć, jeżeli usłyszy się ją chociaż raz. To samo tyczy się trzeciego tracku. Z kolei w czwartym pojawia się wspomniany już gość – raper RZA. „Take a Fall For Me” to utwór, w którym nakładają się dwa głosy – metafizyczny, nieoczywisty głos Blake’a – niby gdzieś w tle, ale nie oddając pola temu drugiemu; oraz rapujący RZA – konkretny, wyraźny, a jednocześnie tłumiony przez autora płyty. Kolejny kawałek, to „Retrograde”, czyli singiel, promujący „Overgrown”. Jak na singiel przystało – jest dobry i porywający, mimo, że Blake do najbardziej energetycznych twórców nie należy. Właśnie dlatego następny track – „Dlm” – to już istna oaza spokoju. Podobnie jak „Digital Lion”, wyprodukowany przez Briana Eno. Jest to jednak numer bardziej sztuczny od tych, które proponuje sam Blake. Pozycja ósma i dziewiąta to kawałki nieco słabsze – przeładowane elektronicznymi zabiegami. Za to ostatni numer – „Our Love Cames Back” – nie pozostawia już nic do życzenia – Blake kończy tę płytę spokojnie, po swojemu, pokazując cała swoją wrażliwość.
„Overgrown” to album sprawiający wrażenie nieco innego niż debiut artysty. Co oczywiście nie znaczy, że jest gorszy. Absolutnie nie. Na pewno porównywalny, a kto wie, czy nawet nie lepszy. Z pewnością jest to krążek równiejszy pod względem jakościowym każdego utworu z osobna. Na debiucie Blake’a łatwo było wybrać pozycje najlepsze, a z tym albumem jest już dużo trudniej.
Sam Blake pod względem swojej muzyki chyba też się zmienił. Dużo melodii jest na tym krążku, co powoduje, że syntezatory bardzo rzadko irytują swoimi nieprzyjemnymi dla uszu dźwiękami. Jeżeli każda płyta tego artysty ma być coraz lepsza i bardziej dojrzała, to ja z niecierpliwością czekam na kolejne.