Japońskie filmy Anime dotychczas nie cieszyły się w Polsce dużą popularnością. Były raczej niszowym tematem dla oddanego grona odbiorców, a filmów pełnometrażowych próżno było szukać w kinach. Trend ten powoli ulega zmianie, a dowodem na to jest premiera najnowszej produkcji Makoto Shinkaia, znanego szerszej publiczności z bardzo dobrze przyjętego filmu Twoje imię z 2016 roku. Czy reżyser ten wciąż potrafi zachwycić odbiorców? Zapraszam do recenzji Suzume.
Hitchcok byłby dumny
Opowieść przedstawiona w filmie rozpoczyna się, dość dosłownie, od trzęsienia ziemi. Oto mieszkająca na wyspie Kiusiu nastoletnia Suzume (Nanoka Hara) w drodze do szkoły poznaje tajemniczego, długowłosego mężczyznę o imieniu Sota (Hokoto Matsumura), który zmierza w stronę okolicznych ruin. Dziewczyna, nieumyślnie, udaje się w to samo miejsce, gdzie otwiera tajemnicze, stojące pośrodku pustego basenu drzwi. Jej lekkomyślność ma druzgocące wręcz skutki – bohaterka uwalnia tajemniczą moc, która wywołuje trzęsienia ziemi w całej Japonii. W bardzo efektownej i pełnej akcji sekwencji Suzume oraz Socie udaje się zamknąć drzwi, jednak okazuje się, że to dopiero początek kłopotów tej pary. Tajemniczy gadający kot (Ann Yamane) zamienia Sotę w dziecięce krzesełko, a bohaterowie od tej pory będą musieli podróżować po Japonii, aby złapać kota, odmienić mężczyznę i z powrotem uwięzić mistyczną siłę.
Historia na pierwszy rzut oka może się wydawać przekombinowana, jednak dzięki konwencji lekko paranormalnego filmu animowanego z domieszką komedii łatwo porwać się wydarzeniom. Historię śledzi się prosto dzięki dobrze nakreślonemu już na samym początku wątkowi głównemu i bardzo charyzmatycznym postaciom, których poczynania ogląda się z przyjemnością. Na początkowym etapie opowieści moim zdaniem głównym mankamentem jest słabo zarysowana stawka, gdyż trzęsienie wynikłe z sekwencji wprowadzającej nie niesie ze sobą żadnych negatywnych konsekwencji dla świata przedstawionego. Widz nie ma więc żadnych przesłanek, by wierzyć, że kolejne mogą być faktycznie tak dużym zagrożeniem, na jakie budują je dialogi. Scenarzyści spokojnie mogli dodać do początku filmu jakiś bardziej dramatyczny element, aby łatwiej było w to wszystko uwierzyć.
Okruchy życia
Jeśli chodzi o gatunek, film jest interesującym połączeniem filmu akcji z elementami fantastycznymi, filmu drogi oraz dramatu. Bohaterowie przemierzają prawie całą Japonię, wodzeni za nos przez niezwykle uroczego kotka, dzięki czemu w opowieści jest miejsce na interakcje z kilkoma ciekawymi postaciami pobocznymi oraz na pokazanie wielu różnorodnych lokalizacji. W sferze dramatycznej Suzume głównie kładzie nacisk na relację między dwójką głównych bohaterów, ale również eksploruje tajemniczą przeszłość tytułowej bohaterki i jej rodziny. Głównym motywem przewijającym się przez opowieść jest przywiązanie do drugiego człowieka i korzystanie z życia, i muszę przyznać, że jest on naprawdę wyśmienicie zrealizowany. Główni bohaterowie mają ze sobą kilka świetnie zagranych przez aktorów głosowych scen emocjonalnych, dzięki którym motyw ten naprawdę wybrzmiewa, a postacie rozwijają się i ulegają wewnętrznej przemianie.
Niestety, główny wątek nie jest bez wad. Problemem sfery dramatycznej jest fakt, że Sota przez większość filmu istnieje pod postacią krzesła, w związku z czym interakcje między nim a postaciami pobocznymi praktycznie nie występują, więc jego postać wydaje się trochę bardziej płaska od kapitalnej Suzume. Z tego samego powodu cierpi wątek romantyczny między główną dwójką – mają po prostu zbyt mało ludzkich, czułych interakcji, aby można było uwierzyć, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. W ogólnym rozrachunku film potrafi dość dobrze działać emocjonalnie na widza i ma mocne przesłanie, jednak potyka się w kilku miejscach.
Uczta dla oczu i uszu
Na płaszczyźnie wizualnej Suzume reprezentuje sobą bardzo zapomnianą przez dzisiejsze animacje wysokobudżetowe technikę rysunkową. Co tu dużo mówić – jest po prostu pięknie. Każdy dotychczasowy film Makoto Shinkaia wynosił wizualia filmów Anime na nowy poziom, ale ten zamiast na rewolucji, skupia się na różnorodności. Widzimy więc przepiękne zorze, obszary nizinne, małe wioski, wielką metropolię, wesołe miasteczko, a także kilka innych miejsc, których nie będę tutaj zdradzał.
Każda z tych lokacji zapiera dech w piersiach jednocześnie bajkowością, jak i realistycznością rysunków. Ponadto rysownicy wspaniale odzwierciedlają rzeczywiste oświetlenie i cienie w sposób, jakiego próżno szukać w innych filmach. Co drugi kadr przedstawiony w filmie nadawałby się na tapetę komputera lub telefonu i w żaden sposób nie byłoby widać, że pochodzi z popularnego filmu. Obrazy takie jak ten udowadniają, że animacje rysunkowe mogą zachwycać bardziej, niż trójwymiarowe.
Na osobną pochwałę zasługuje również ścieżka dźwiękowa filmu. Shinkai po raz kolejny zawarł współpracę z japońskim zespołem RADWIMPS, który pomógł stworzyć muzykę idealnie wpasowującą się w klimat filmu. Utwory w punkt pasują zarówno do spokojnych scen komediowych, jak i do tych bardziej dramatycznych czy epickich. W szczególności zapadł mi w pamięć motyw Sky Over Tokyo, który niejednokrotnie będzie gościł na mojej playliście. Film zawiera również trzy bardzo przyjemne utwory z wokalem, których niestety nie postanowiono wpleść w film, tylko grają podczas napisów końcowych. To dziwna decyzja, ponieważ poprzednie filmy reżysera posiadały kilka świetnych scen teledyskowych z muzyką RADWIMPS, więc ich brak jest w Suzume dość dotkliwy. Warto również wspomnieć, że w filmie można również usłyszeć kilka kultowych utworów j-popowych, w tym Sotsugyō Yuki Saito.
Czytaj również: Magia wąsacza. „Super Mario Bros. Film” [RECENZJA]
Drzwi stoją otworem
W ogólnym rozrachunku Suzume uznaję za film warty obejrzenia dla wszystkich, nie tylko fanów Anime. To ciepła opowieść, która potrafi zarówno widza zabawić, jak i poruszyć. Filmowi zdarza się potknąć w kilku miejscach i nie wszystko wybrzmiewa tak, jak powinno, ale wciąż jest to naprawdę wartościowa produkcja, którą warto obejrzeć również dla jej walorów wizualnych. Anime to właściwie ostatni bastion filmów rysunkowych, a jego premiera w polskich kinach może oznaczać, że przyjdzie nam obejrzeć jeszcze niejedną produkcję tego typu.
[Fot.: materiały promocyjne]