INK to sztuka stworzona przez greckiego reżysera teatru eksperymentalnego Dimistrisa Papaioannou. W obsadzie towarzyszy mu Šuka Horn. Spektakl INK swoją prapremierę miał 22.09.2020 roku, a jego pierwotna wersja powstała już w 2000 roku.
Sztuka opowiada o mrocznym strażniku podwodnej krainy, którego spokój zakłóca przybysz z głębi ziemi. W trakcie trwania spektaklu nie pada ani jedno słowo. Jedyne czym aktorzy operują to gra wodą, światłem oraz możliwościami własnego ciała.
Widowisko rozpoczyna się od codziennych obowiązków i zajęć strażnika podwodnego wszechświata. Są one spokojne. Nic nie zakłócało jego codziennej rutyny do momentu pojawienia się przybysza, którego sposób poruszania się przypominał robaka. Z początku stróż próbuje się go pozbyć, jednak z czasem zaczyna się między nimi tworzyć bardzo niestabilna więź. Walczą ze sobą, powoli ucząc się, jak ze sobą współpracować. Widać, że żaden z nich nie chce ustąpić i pozbyć się swojej pierwotnej natury. Nie widać, aby miała się między nimi pojawić nić porozumienia i byli w stanie koegzystować w podwodnej krainie. Bohaterowie wkraczają na trudną drogę, a interpretacja wydarzeń nie jest oczywista.
W przedstawieniu INK nic nie jest pokazane w sposób jednoznaczny i jasny dla odbiorcy. Ciągły natłok myśli i kolejne próby analizy spektaklu w tracie jego trwania jedynie bardziej mącą odbiór. Kolejno po sobie pojawiające się elementy jak na przykład kula disco czy stwór w postaci pół dziecka, pół ośmiornicy, wprowadzają kolejne pola do interpretacji. Niektóre z nich, wydawałoby się, naprawdę nie pasowały i jedynie pogłębiały chaos i zamęt. Nic jednak nie pojawia się bez przyczyny i jedyne co może ograniczyć widza, to jego własny umysł.
Najważniejszym żywiołem całego spektaklu była woda. Silnie podkreśliła grę aktorów, którzy byli nią oblewani na różne sposoby . W połączeniu ze światłem dawało to przepiękne i wprawiające w oszołomienie widowisko wizualne. Nawet jeżeli były momenty, gdzie postacie pozostawały w bezruchu lub były bardzo powolne, widz nie pozostawał z niczym. W tle ciągle rozgrywały się akcje podjęte przez niewymienionego w obsadzie aktora, którym była scenografia.
Bardzo ważnym elementem były taniec i ruch sceniczny. Aktorzy, w pełni świadomi swojego ciała, poruszali się w sposób kontrolowany i płynny. Widz mógł wyczuć precyzję każdego wykonywanego ruchu. Moim zdaniem, największe brawa należą się Šuce Hornowi, odtwórcy roli mężczyzny nagiego. Wykonywał wiele figur akrobatycznych oraz trudnych ruchów, często pozostając w nienaturalnej pozycji przez dłuższą chwilę.
INK był cudownym, bardzo estetycznym widowiskiem wizualnym. Abstrakcja w teatrze jest naprawdę ważna i cieszę się, że mogłam obejrzeć ten spektakl. W pewnym momencie poczułam się jednak wręcz niepokojąco skołowana. Nie podobało mi się, że sztuka jest aż nadto zawiła i rosły we mnie obawy, że jeżeli nie rozumiem, to znaczy, że nie oglądam uważnie. Z późniejszych rozmów z ludźmi wynikło, że nie tylko ja miałam ten problem. Wielu uczestników spektaklu odpowiadało, że jest oszołomionych i sztuka zadziałała na ich zmysły i umysł – jednak nie są w stanie nic o tej sztuce powiedzieć. Podziw dla greckiego reżysera z każdą chwilą spektaklu wzrastał, a samo przedstawienie na pewno na długo pozostanie w pamięci.
[fot. materiały prasowe]