Spektakle plenerowe rządzą się swoimi prawami, z czego doskonale zdaje sobie sprawę Paweł Szkotak, reżyser dwóch takich przedstawień zaprezentowanych podczas 27. Festiwalu Teatralnego KONTAKT w Toruniu.
Charakterystyczne elementy kojarzone z teatrem ulicznym pojawiły się zarówno w „Eurydyce”, jak i w sztuce „Silence – Cisza w Troi”. W obu przypadkach mamy więc do czynienia z ogniem, aktorami na szczudłach, maskami i intrygującymi konstrukcjami, na które wdrapują się aktorzy. Oba przedstawienia charakteryzuje również sceniczny chaos, jest on jednak w miarę możliwości kontrolowany przez twórców.
Psychodeliczna podróż w nieznane – „Eurydyka”
Mitologiczna podróż mężczyzny do zaświatów, w celu odnalezienia ukochanej, została przeniesiona do współczesnych, naznaczonych pandemią, realiów. Podobnie, jak w greckich mitach, tutaj również skupiamy się na silnej więzi między dwojgiem kochanków. Ciekawie został zaprezentowany sam świat umarłych. Mamy bowiem do czynienia z oniryczną wizją, w której głównymi bohaterami są spersonifikowane szczury. Jak piszą o swoim dziele sami twórcy: „Wyobrażenie tego, co znajduje się po drugiej stronie, miesza się tu z rzeczywistością (…) W spektaklu ziemska rzeczywistość splata się z metafizycznym światem podziemnym, który manipuluje czasem, prawdą, nadzieją.”
Rzeczywiście, senne koszmary są tu bardzo realne – dzieją się na naszych oczach. Fabuła jest mieszaniną różnorodnych scen: od tańca szczuropodobnych postaci z ogromną bilą, poprzez zabawę mężczyzn przy stole bilardowym, odwołującą się do wspomnień mężczyzny z wieczoru kawalerskiego, aż po walkę Orfeusza z wielkimi istotami kroczącymi na szczudłach. A to wszystko okraszone psychodeliczną muzyką i okrzykami aktorów. Rzeczywiście, po takich scenach można mieć później koszmary. Sam element podróży Orfeusza został tu pokazany jako wjeżdżanie i odjeżdżanie na komicznie wyglądającym samochodziku, jakby wyrwanym prosto z wesołego miasteczka.
Ostatecznie historia ta nie mogła skończyć się inaczej, niż od tysięcy lat: nieszczęśnik Orfeusz odwraca się, aby ujrzeć ukochaną. Podczas pandemii wielu z nas mogło poczuć się jak główny bohater. Historia znana z mitologii greckiej, pokazała po raz kolejny prawdziwość stwierdzenia mówiącego, że nadzieja umiera ostatnia. Nie zawsze jednak możemy liczyć na dobre zakończenie – tak i w tym przypadku na samym końcu płonie jedynie wymowny napis: „DEPARTURES”.
Wojna nigdy nie jest dobra – „Silence – Cisza w Troi”
W tym przypadku reżyser zdecydował zmierzyć się z tematem uchodźców i spróbował opowiedzieć historię z perspektywy mieszkańca oblężonego miasta. Spektakl skupił się przede wszystkim na losie dzieci (ukazanie niewinnych, cichych istot w formie naturalnie wyglądających lalek) – i na tym, jak wojna odciska na nich swoje piętno. Stopniowo wyludniające się miasto zostało zaprezentowane w bardzo subtelny sposób. Na zniszczonym autobusie, który jest główną częścią scenografii, został zamontowany duży świecący napis: „This city has million souls” („To miasto ma milion dusz”). W połowie spektaklu spostrzegawczy widz zauważy, że świeci się już tylko początek owego zdania – „This city”. Można więc się domyślać, że dusze, które zniknęły niczym światło gasnące neonie, to ofiary zarysowanej na scenie wojny.
Autorzy spektaklu korzystają też z kontrastu dwóch żywiołów – ognia i wody. Siły zła, przed którymi uciekają rodzice chroniący swoje pociechy, są ukazane jako płonące koło poruszane przez postacie na szczudłach. Natomiast woda swoją nieskazitelnością ma za zadanie obmywać rannych cywilów. Dramat wojny widzimy szczególnie w momencie, gdy na umowną scenę wjeżdża żołnierz na motorze, ciągnąc za sobą przymocowane ciało. Warczący silnik i zapach spalin demonstrują brutalizm mężczyzny. Wszystko to dzieje się na naszych oczach – na wyciągnięcie ręki.
Spektakle Teatru Biuro Podróży z Poznania, to odważna próba zmierzenia się z niełatwymi i bieżącymi tematami. Utrata bliskich, przeżywanie żałoby, dramat wojny, przesiedlenie… Chociaż mogłoby się wydawać, że to odległe nam problemy, to jednak jeśli przyjrzymy się temu tematowi bliżej, pojmiemy, jak bardzo są one aktualne i wszechobecne. Chaos, który panuje na scenie podczas spektakli Szkotaka, jest ujarzmiany przez aktorów, którzy, mam wrażenie, są cały czas w ruchu. Podczas jego przedstawień dużo się dzieje i czasami trudno jest nadążyć za kolejnymi scenami, połączyć je ze sobą i uzyskać odpowiedź: o co tu właściwie chodzi? Obie sztuki pozostawiają jednak widza z licznymi pytaniami i zachęcają do dalszej refleksji i poukładania sobie tych, niejako porozrzucanych scen, w jedną, logiczną całość.
Więcej naszych relacji i recenzji z obecnej i poprzednich edycji KONTAKTU znajdziecie tutaj.