Twarzą w twarz to spektakl, który odbył się we wtorek 6 czerwca w ramach Festiwalu KONTAKT. Jest to sztuka oparta o fabułę jednego z filmów szwedzkiego reżysera Ingmara Bergmana. Przed widownią wystąpili aktorzy z Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hubnera w Warszawie i Teatru Polskiego im. Hieronima Konieczki z Bydgoszczy, prezentując opowieść pełną metafizycznych wrażeń, trudnych emocji i powolnego odkrywania drogi do własnych wspomnień.
Twarzą w twarz to historia osób, które stale poszukują swojej tożsamości, jednocześnie próbując odciąć się od wspomnień, które je ukształtowały. Sztuka rozpoczyna się sceną, w której Julian Świeżewski grający rolę reżysera I. Bergmana opowiada o swojej wizji nakręcenia filmu, zainspirowanego losami bliskiej mu istoty. Dalsze sceny pokazują chwile z życia psychiatry – doktor Karin, która chwilowo przeprowadza się do swoich dziadków, przyjmuje pacjentów w szpitalu psychiatrycznym na stanowisku zastępcy ordynatora oraz nawiązuje nowe znajomości.
Synkretyzm sztuk
Połączenie filmu i teatru, które towarzyszy widzom przez cały czas trwania spektaklu jest efektownym elementem, dopełniającym całość. Możemy bowiem oglądać sztukę w jej znanym wydaniu lub też spoglądając na wielki ekran, na którym ukazuje się obraz transmitowany z kamery umieszczonej na scenie. W niektórych momentach prezentowano także sceny, które odbywały się za kulisami, poza widokiem publiczności oraz przygotowane wcześniej nagrania – retrospekcje. Osobiście przypadł mi do gustu ten rodzaj synkretyzmu sztuk, zwłaszcza kiedy tak trafnie wpisywał się w tematykę przedstawienia. Ma to również dodatkowe plusy związane z tym, że każdy z widzów (nawet z wadą wzroku) dostrzeże wszystkie szczegóły gry aktorskiej.
A zatem o grze aktorskiej słów kilka. Aktorzy stanęli przed niełatwym zadaniem, zagrania ról osób cierpiących na choroby psychiczne. Z wyzwaniem tym poradzili sobie jednak znakomicie, przyprawiając widownię o dreszcz emocji wywołany realizmem scen. Na szczególne uznanie zasłużyła, moim zdaniem, aktorka Dagmara Mrowiec-Matuszak grająca rolę Marii – pacjentki szpitala psychiatrycznego, leczonej przez doktor Karin. Jej rola zrobiła na mnie największe wrażenie. Oglądając ruchy dłoni, całego ciała oraz prowadzone dialogi miałam wrażenie, jakbym rzeczywiście patrzyła na osobę cierpiącą na zaawansowane stadium schizofrenii.
Niezwykle udana była także gra Karoliny Adamczyk, występującej w roli doktor Karin i Juliana Świeżewskiego, czyli reżysera. W sposób niezwykle autentyczny prezentował postać twórcy, zafascynowanego realizacją dzieła swojego życia. Momentami przerywał występ aktorów, prosząc ich o powtórzenie wypowiadanych kwestii lub udzielając wskazówek, w jaki sposób powinni zagrać daną scenę. Tworzyło to atmosferę zbliżoną do planu filmowego, a przynajmniej przypominało publiczności o powiązaniu z istniejącym już filmem Bergmana.
Przeplatające się losy głównej bohaterki oraz postaci Bergmana pozwalały na konkluzję, iż jej przeżycia są mu szczególnie bliskie, ponieważ może być osobą, z którą łączą go bliskie więzi rodzinne. Momentami połączenie tak wielu różnych wątków wywoływało we mnie poczucie chaosu i niezrozumienia. Mimo usilnych prób logicznej analizy nie zawsze udawało mi się powiązać ze sobą następujące po sobie fragmenty. Czy obecny na scenie motyw jest elementem snów, czy może stanowi rzeczywiste wspomnienia bohaterki? Pojawiające się kadry szczególnie wypełnione groteską, np. rozmowa Karin z demonem o głosie robota i twarzy o wyglądzie zbliżonym do czarnego balona, jedynie wzmagały we mnie to odczucie.
Zwrot do publiczności
Ciekawym momentem przedstawienia był fragment, kiedy kamera filmująca poczynania aktorów odwróciła się w kierunku widowni i mogliśmy dostrzec swoje twarze na ekranie. Scenę tę tworzyła także wypowiedź jednej z postaci, która zwracała się bezpośrednio do publiczności, zadając nam pytania i poruszając różne wątki. Dzięki temu zabiegowi widzowie mogli poczuć swoją obecność oraz rolę przewidzianą w spektaklu. Nie stanowili jedynie biernych obserwatorów rozgrywającej się przed nimi rzeczywistości, lecz byli także jej częścią.
Czas trwania spektaklu wynosił około 3 godziny bez zaplanowanej przerwy. Z jednej strony rozumiem decyzję twórców o nieprzerywaniu fabuły, ponieważ chwilowy powrót do rzeczywistości mógłby zmienić odczucia widzów oraz wyrwać ich z panującej atmosfery. Jednak z perspektywy publiczności stanowiło to nie lada zadanie, aby wytrwać tyle czasu w pozycji siedzącej i to w jednym miejscu. Możemy zatem powiedzieć, iż udział w spektaklu był dużym wydarzeniem, zarówno dla samych aktorów, jak i osób oglądających przedstawienie.
Co warto jeszcze dodać, reżyserką spektaklu jest Maja Kleczewska, która w swojej karierze przygotowywała sztuki takie jak:
- „Elektra” Hugo von Hofmannstahla
- „Noże w kurach” Szkota Davida Harrowera
- „Lot nad kukułczym gniazdem” Kena Keseya
- „Czyż nie dobija się koni?” na motywach powieści Horacego McCoya
Sztuka Twarzą w twarz obyła się w ramach 27. Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTAKT, o którym pisaliśmy wcześniej m.in. tutaj. Na stronie Radia Sfera znajdują się również recenzje innych spektakli, prezentowanych podczas tego wydarzenia.
Opis przedstawienia przygotowany przez twórców jest dostępny na oficjalnej stronie Teatru Powszechnego w Warszawie.
[Fot.: Magda Hueckel]