W tym roku mija 27 lat odkąd na ekranach kin mogliśmy zobaczyć pierwszą część Mission Impossible z Tomem Cruisem w roli głównej. Przez te wszystkie lata cykl zaliczył kilka wpadek, ale ostatnimi czasy jest na fali wznoszącej. Efekt ten zawdzięczamy przede wszystkim Christopherowi McQuarriemu, który odkąd jest w serii, sprawia, że każda kolejna odsłona podnosi poprzeczkę jeszcze wyżej. Dead Reckoning Part One nie odbiega od tego trendu i dostarcza jedno z najlepszych widowisk tego lata.
Polowanie na AI
Fabuła filmu na papierze wydaje się dość sztampowa. Ethan Hunt (Tom Cruise) zostaje wplątany w międzynarodową intrygę, przez którą szuka go każda agencja wywiadowcza na świecie. Wbrew przeciwnościom, wraz ze swoją ekipą musi odnaleźć tajemniczy klucz pozwalający kontrolować najpotężniejszą sztuczną inteligencję znaną człowiekowi. Ktoś z boku mógłby pomyśleć, że to historia jak w każdym innym filmie szpiegowskim, jednakże dzięki pełnemu zwrotów akcji scenariuszowi Christophera McQuarriego opowieść szybko angażuje widza i nie pozwala mu się nudzić aż do samego końca.
Moim zdaniem jest to największa zaleta tej produkcji – w filmach trwających blisko trzy godziny praktycznie zawsze na pewnym etapie czułem znużenie. Oglądając ten film, nawet nie zdałem sobie sprawy, kiedy ten czas minął. Co więcej, po zakończeniu seansu poczułem niedosyt, gdyż naprawdę zżyłem się z przedstawionymi postaciami i chciałbym jak najszybciej poznać ich dalsze losy. Na szczęście już w przyszłym roku Ethan Hunt oraz jego załoga powrócą w drugiej części Dead Reckoning.
Przyjaciel czy wróg?
Jeśli już wspomniałem o postaciach, to warto się na chwilę przy nich zatrzymać. Każdy bohater czy bohaterka ma tutaj swoje miejsce i podczas oglądania nie czuć, że ktoś jest zbędny. Wraca stara gwardia IMF z Ilsą (Rebecca Ferguson) na czele. Wraz z Tomem Cruisem mają genialną chemię i na ekranie tworzą naprawdę zgraną drużynę. Jednak to już widzieliśmy w poprzednich częściach serii, więc twórcy postanowili dać więcej miejsca nowym postaciom takim jak na przykład Grace (Hayley Atwell).
Kradnie ona każdą scenę, w której się pojawia i z miejsca obok Hunta staje się ulubioną postacią widowni. Jest zawadiacka, sprytna i przy tym wszystkim niezwykle inteligenta, ale co ważne scenariusz nie robi z niej osoby idealnej. Co chwila widzimy jej rozmaite wady i problemy, z jakimi się zmaga, które sprawiają, że ta bohaterka staje się w naszych oczach bardziej ludzka i kibicujemy, aby osiągnęła swój cel. Od siebie chciałbym jeszcze wyróżnić Paris graną przez Pom Klementieff, która nie dostaje aż tak dużo czasu na ekranie, lecz wykorzystuje go w stu procentach. Potrafi ona w jednej scenie swoją mimiką rozśmieszyć do łez, żeby w kolejnej przerazić samą swoją obecnością.
On ciągle skacze
Całe przedstawione widowisko nie mogłoby odbyć się bez głównej gwiazdy spektaklu, czyli Toma Cruise’a. Przyzwyczaił on nas, że w czymkolwiek by nie zagrał, daje z siebie sto dziesięć procent w każdej scenie. W siódmej części tej franczyzy oczywiście nie mogło być inaczej. Aktor skończył niedawno 61 lat, a nie wygląda, jakby miał wybierać się na emeryturę. Wszystkie popisy kaskaderskie wykonuje bez pomocy dublerów, co jest nie lada wyczynem,, patrząc na to jak absurdalne potrafią być. Niektóre akcje Ethana Hunta przypominają mi dokonania Indiany Jonesa albo Nathana Drake’a z serii gier Uncharted. Jednak oprócz samego skakania i biegania Cruise dobrze sprawuje się w scenach komediowych i dramatycznych. Oglądanie jak Ethan musi radzić sobie ze spadającymi na niego z problemami (dosłownie), jest jednym z najlepszych elementów filmu.
Wybuchy to nie wszystko
Najważniejszym aspektem filmów spod znaku Mission Impossible są oczywiście sceny akcji. Podczas oglądania cały czas na ekranie coś się dzieje i nie ma miejsca nudy. Od strzelanin na pustyni, po pościgi na ulicach Rzymu, a kończąc na pogoni za pociągiem, wszystkie sceny wgniatają w fotel. Nie tylko ze względu na swoje ogólne wykonanie, które wyznacza trendy współczesnym akcyjniakom, ale głównie przez sam pomysł. Widać gołym okiem, że wszystkie sekwencje akcji zostały bardzo dobrze przemyślane i rozplanowane tak, aby każda dostarczała widzom czegoś nowego.
Film ten pokazuje, że ekran nie musi być przysłonięty wybuchami i eksplozjami, żeby dawać frajdę z oglądania. Duża w tym zasługa reżysera, który potrafi bardzo umiejętnie zaprezentować sceny w skali mikro i makro. Wszystko jest dla widza czytelne, dzięki czemu nie czuje się zakłopotania. Zawsze wiadomo, kto gdzie jest, co robi lub dokąd zmierza. Przy takiej zmienności lokacji było to karkołomne zadanie, lecz twórcom udało się wyjść z niego zwycięsko.
Zobacz również: Ciepło, zimno, romantycznie – recenzja filmu „Między nami żywiołami”
Wybierzcie się w rejs
Po wyjściu z sali kinowej do tej pory nie mogę wyjść z podziwu, jak dobrym filmem jest nowe Mission Impossible. Ten film należy do ścisłej czołówki kina akcji i w tym roku jego jedyną konkurencją jest czwarty John Wick. Tak naprawdę nie mogę doszukać się większych wad tej produkcji, gdyż w ramach typowego blockbustera każdy element został tu wykonany wyśmienicie. Jeśli jesteście fanami serii albo ogólnie kina rozrywkowego to nie ma co się zastanawiać, bo Dead Reckoning Part One da wam porcję solidnej rozrywki w najlepszym wydaniu.