Po napisaniu relacji z Octopus Film Festival, czułem, że jest ona niepełna. Zbyt wiele wydarzyło się w trakcie trwania festiwalu, aby o tym nie wspomnieć. Moją relację podzieliłem na dwa oddzielne teksty. Piszę w nich o tym, co mnie zaskoczyło, zachwyciło, a niekiedy wręcz przeraziło, podczas święta kina gatunkowego.
Zachęcam również do przeczytania pierwszej części relacji, w której opisuję, m.in. seanse specjalne („Egzorcysta” w dawnym kościele, czy „Climax” w opuszczonym bunkrze). Tekst znajdziecie pod linkiem: Ośmiornica rośnie! – relacja z Octopus Film Festival cz. 1
Jak pies z robotem
Ostatniego dnia festiwalu poznaliśmy zwycięzców Nagrody Publiczności. W tym roku widzom najbardziej przypadł do gustu film „Pies i Robot” w reż. Pablo Bergera, do którego powędrowała nagroda za pierwsze miejsce w Konkursie Głównym. Jak widać, nie tylko organizatorzy zaskakują swoimi decyzjami, ponieważ nie często zdarza się, aby główna nagroda została oddana w ręce twórców filmu animowanego. „Pies i Robot”, to opowieść o tym, czym jest prawdziwa przyjaźń oraz jak bardzo potrafi być krucha. Główni bohaterowie – tytułowi Pies i Robot – spędzają wspólnie dzień na plaży, niestety woda źle wpływa na metalowego androida. Robot zaczyna rdzewieć, a jego czworonożny kompan nie wie, jak może mu pomóc. Dzieło animacji zostało docenione za swoją prostą formę oraz zachwycającą warstwę wizualną i dźwiękową. Jest to fantastyczna animacja dla widzów w każdym wieku. Drugie i trzecie miejsce w Konkursie Głównym zajęły odpowiednio filmy „Setki bobrów” (reż. MikeCheslik) oraz „Femme” (reż. Sam H. Freeman, Ng Choon Ping)
Czytał dla państwa: Tadeusz Drozda
Obecnie to raczej rzadko spotykane, aby wyświetlano w kinach filmy w wersji z lektorem. Natomiast seans z listą dialogową czytaną na żywo podczas projekcji, to już zupełna ekstrawagancja. Tym bardziej nie powinien dziwić fakt, że pomysł ten tak bardzo spodobał się widzom, którzy wypełnili całą salę gdańskiego kina. Do udziału w tym niecodziennym przedsięwzięciu został zaproszony Tadeusz Drozda – satyryk, znany szerokiej publiczności przede wszystkim ze „Śmiechu warte”, popularnego programu z lat 90.. Tylko charyzma i poczucie humoru artysty estradowego mogły uratować seans horroru „Terrifier”, który zniechęcał do siebie brutalnością i absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi.
Nie obyło się jednak bez śladów na psychice komika, o czym wspomina w rozmowie dla Radia Sfera. „Był to pierwszy obejrzany przeze mnie horror i na pewno też ostatni” – podsumował swoje doświadczenia Tadeusz Drozda.
Daj się porwać w nieznane
Dlaczego Octopus Film Festival jest wydarzeniem nietypowym w skali kraju, a nawet świata, wspominałem już kilkukrotnie. Jego twórcy udowadniają to na każdym kroku, prezentując zaskakujące seanse z kreatywnego podejściem do tematu. Jednym z nich był tzw. „Seans Ukryty” – tajemniczo brzmiące wydarzenie, którego głównym celem było wzbudzenie ciekawości, poprzez brak jakichkolwiek informacji na jego temat. Dosłownie. Jako zwykły uczestnik znałem tylko podstawowe informacje. Gdzie i o której jest miejsce spotkania. Stawiłem się o wyznaczonej porze przy Europejskim Centrum Solidarności, gdzie zaskoczył mnie tłum ludzi ustawionych w kolejkę. Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał zebranych, o ich przypuszczenia, ale spoiler: żadne z nich nie okazało się trafione. Starałem się na ten moment niczego nie zakładać – zrobiłem tak jak chcieli tego twórcy – dałem się im porwać w nieznane.
Punktualnie o 21:30 na parkingu pojawiły się trzy zabytkowe autobusy. Specjalnie wynajęte na tę okazję, były gotowe odbyć z nami kurs w kierunku wartościowego kina gatunkowego. Sprytnym zagraniem było objechanie miasta, tak, aby jeszcze dłużej przytrzymać uczestników w niepewności, zbić nas z tropu i pozbawić jakichkolwiek przypuszczeń.
Filmowe śledztwo
Podróż zajęła nam około piętnastu minut. W tym czasie usłyszałem wiele poruszonych osób, które starały się rozwikłać zagadkę, zaserwowaną niczym w dobrym kryminale. Nikt nie okazał się jednak godzien stanąć ramię w ramię z Sherlockiem Holmesem, czy Herculesem Poirot. Chociaż, trzeba podkreślić, że organizatorzy podrzucili nam garść wskazówek. Po pierwsze: gdy już wyszliśmy z autobusów i przez las, w totalnej ciemności, kierowaliśmy się do miejsca docelowego, naszym oczom ukazało się stare auto. Jego wnętrze było wypełnione dymem i kolorowymi światłami. „Czy chodzi o Christine”? – pytali niektórzy. „A może będziemy oglądać Szybkich i wściekłych albo Powrót do przyszłości? Chociaż nie, to zbyt absurdalne!” – debatowali między sobą uczestnicy. Ja natomiast wiedziałem, że pojęcie „absurdalne” zostaje zawieszone z użycia na czas trwania festiwalu.
Weszliśmy do środka obiektu sportowego. Okazało się, że dzisiejszy seans odbędzie się na starym stadionie Lechii Gdańsk. Ewidentnie to boisko swoje najlepsze lata ma już za sobą, ale jako niecodzienna „sala kinowa” pod gołym niebem, wydawało się być pomysłem idealnym. Nadal nie wiadomo było, jaki film, będzie nam dane dziś obejrzeć. W pewnej chwili z oddali można było ujrzeć drobną sylwetkę kobiety, która ubrana w białą długą szatę podniosła się z murawy i… opuściła stadion. Tajemniczo, trzeba przyznać. Na koniec element muzyczny z wykonaniem na żywo. Dla bardziej zaznajomionych z kinematografią – na pewno już wszystko było jasne. Seansem zaproponowanym przez organizatorów był film „Przekleństwa niewinności” (org. „The Virgin Suicides”).
Nastoletnia niewinność i wszystkie jej przekleństwa
Debiutanckie dzieło Sofii Coppoli z 1999 roku posiada swój niepowtarzalny klimat filmów z lat 90. Historia opowiedziana na ekranie przedstawia trudy dojrzewania, z jakimi muszą zmierzyć się córki państwa Lisbon. Głównymi bohaterkami są nastoletnie siostry. Dziewczęta, w przedziale wiekowym od trzynastu do siedemnastu lat, przeżywają swoje pierwsze zauroczenia, poznają przyjaciół, czy doświadczają poczucia niesprawiedliwości. Ich rodzice – gorliwi katolicy – starają się kontrolować każdy aspekt ich życia i robią to w patologiczny sposób. Zabraniają im kontaktu z chłopcami, a powiedzenie, że „trzymają je pod kloszem”, to delikatne określenie na podeście państwa Lisbon. Sielankowy wizerunek idealnej rodziny obraca w ruinę próba samobójcza najmłodszej córki. Wtedy też, wszystko się stopniowo zmienia, a konsekwencje tych zmian wpływają na każdą z dziewcząt.
Film śmiało mogę polecić. Jest to kino subtelne, powolne i nostalgiczne. Może dla niektórych nudne (brak tu widowiskowych widoków i szybkiej akcji). Posiada jednak swój własny język, a to za każdym razem warto docenić. Wskazówki, które otrzymaliśmy od organizatorów przed seansem nie były przekazywane wprost. Po fakcie domyśliłem się jednak, że dziewczyna uciekająca z murawy, to nawiązanie do jednej ze scen z filmów, w której podczas balu semestralnego, najstarsza córka, Lux Lisbon, uwiedziona przez szkolnego przystojniaka, spędza z nim upojną noc na szkolnym stadionie. Zasypiając w jego objęciach jeszcze nie wie, że gdy się obudzi, jego już nie będzie. Nad ranem, ucieka zdezorientowana i zagubiona przez całą tą sytuację, która zresztą odciśnie piętno na jej późniejszym życiu.
Różnorodność gatunkowa
Po wszystkim czekały na nas autobusy i zawiozły nas z powrotem na miejsce zbiórki. “Seans Ukryty” był bez wątpienia niesamowitą przygodą. To jednak nie jedyne tego typu wydarzenie na Octopusie. Widzowie mogli także wybrać się w nostalgiczną podróży, w odmętach pośledniej jakości kina klasy B, podczas pokazów z cyklu ‘VHS Hell’. Dla nocnych marków przygotowano kolekcję ‘Midnight Movies’ – seanse filmowe prezentowane o nietypowej godzinie, bo o północy, wszystko to, aby oddać hołd kontrowersyjnym tytułom, które pokazywane były w amerykańskich kinach w latach 60.. Kolejną opcją wyboru był, prezentowany po raz pierwszy na festiwalu, cyklu poświęconego sztucznej inteligencji. W tej selekcji pojawiły się filmy mówiące o nowych technologiach. Napisana przez AI prelekcja była doskonałym wprowadzeniem.
Na Octopus Film Festival naprawdę nie sposób się nudzić. Doceniam to przedsięwzięcie za jego różnorodność, otwarte głowy organizatorów i chęć wychodzenia poza standardowe postrzeganie kina (i wyjście poza cztery ściany sali kinowej!). Co istotne, organizatorzy zapewniają, że to dopiero początek, a kolejne edycje przyniosą nam wiele nowych, niecodziennych pomysłów. Niech więc „ośmiornica rośnie”, w nawiązaniu do słów dyrektora artystycznego festiwalu. Do zobaczenia na następnych edycjach Ośmiornicy!