W piątek 20 października w kinie Camerimage w Toruniu odbył się pokaz filmu „Doppelgänger. Sobowtór”, po którym chętni widzowie mieli okazję porozmawiać z reżyserem Janem Holoubkiem. Sala była całkowicie wypełniona, a widownia aktywnie brała udział w późniejszym spotkaniu.
Film Doppelganger. Sobowtór przedstawia historię Hansa, młodego agenta, który przejmuje tożsamość innego mężczyzny, budując tym samym swoją szpiegowską karierę. Punktem wyjścia dla stworzenia sensacyjnej opowieści, rozgrywającej się w czasach komunizmu w Gdańsku oraz Strasburgu, było prawdziwe życie Jerzego Kaczmarka, polskiego oficera wywiadu. Jest to jednak jedynie inspiracja, która pozwoliła twórcom na stworzenie filmu na temat podwójnego życia szpiega.
Historia zaczyna się, kiedy dorosły już Hans Steiner po śmierci swojej adopcyjnej matki, odnajduje swoją prawdziwą rodzinę w Strasburgu. Rozpoczyna on tam swoje życie na nowo. Znajduje pracę, miłość i zacieśnia więzy rodzinne. W tym samym czasie Jan Bitner, który mieszka w Gdańsku, także postanawia odnaleźć swoją biologiczną rodzinę. Obie te historie brzmią podobnie, a widz w trakcie trwania filmu powoli odkrywa, czy ci dwaj mężczyźni mają ze sobą coś wspólnego.
Opowiadając o tym filmie, na pewno na samym początku warto wspomnieć o tym, że był niesamowicie interesujący. Myślę, że widz po wyjściu z sali kinowej miał ochotę dowiedzieć się więcej o historii, jaką przedstawił Holoubek. Oprócz tego wiele dobrych słów można powiedzieć o niesamowitej obsadzie aktorskiej, w której znaleźli się m.in. odtwórcy głównych ról Jakub Gierszał oraz Tomasz Schuchardt, a także Andrzej Seweryn oraz pochodząca z Niemiec Emily Kusche. Ogromną rolę w filmie odegrała także muzyka. Wprowadziła nastrój tajemnicy, zagadki, a w momentach, gdy bohater robił coś ryzykownego, sprawiała, że widz czuł stres towarzyszący postaci. Twórcy umiejętnie operowali także… ciszą, która zapadała w kluczowych scenach. Film był prawdziwą ucztą nie tylko dla miłośników kina, ale także języków obcych – dialogi prowadzone były po polsku, niemiecku i francusku.
Po pokazie filmu zainteresowani mogli wziąć udział / wzięli udział w specjalnym spotkaniu z reżyserem filmu, Janem Holoubkiem. Jak sam powiedział, bardzo cieszył się na pytania od widowni i wyczekiwał ich. Podkreślił przy tym, że specjalnie jechał trzy godziny do Torunia, więc chciał zaspokoić ciekawość każdego obecnego na sali. Holoubek opowiadał nie tylko stricte o Doppelgängerze, ale także bardziej ogólnie o tym jak wygląda praca nad filmem, jak wyglądają castingi, obsadzanie ról. Wspominał także swoje początki w branży filmowej i razem z widownią rozmyślał co by było gdyby jego losy potoczyły się inaczej. Z uśmiechem na ustach wspominał także o swoich przyjaciołach z dawnych lat. Spotkanie przebiegło w bardzo sympatycznej atmosferze. Widownia aktywnie brała udział w rozmowie, a reżyser nie odmawiał odpowiedzi na pytania i zachęcał do ciągłego ich zadawania.
Podczas spotkania mogliśmy dowiedzieć się, że całość produkcji nagrywana była w Polsce, a więc wszystkie sceny, które w filmie rozgrywają się w Strasburgu, zostały w odpowiedni sposób zaaranżowane, aby mogły naśladować francuskie miasto. Oprócz Torunia i Bydgoszczy filmowcy nagrywali również w Warszawie, Wrocławiu, Gdyni, Gdańsku, Sopocie, czy na Półwyspie Helskim. Zdjęcia były kręcone też w mniejszych miejscowościach na Dolnym Śląsku. Wszystko to składa się na ostateczny wygląd filmu i sprawia wrażenie autentycznego przeniesienia się do Strasburga lat 70. i 80.
„[Toruń] na pewno wystąpił w scenie, gdzie bohater bije biednych opryszków, którzy nie wiedzieli, że natknęli się na polskiego Bruce’a Lee. Toruń grał tylko Strasburg, natomiast Bydgoszcz – a wiem, że jest tu mała rywalizacja, więc nie wiem, czy to dobrze, czy źle – grała i Strasburg i Polskę”
– opowiadał reżyser Jan Holoubek, o tym, w jaki lokalizacje województwa kujawsko-pomorskiego zostały wykorzystane w filmie.
W życiu prywatnym Jan Holoubek jest synem wybitnych polskich aktorów – nieżyjącego już Jana Holoubka oraz Magdaleny Zawadzkiej. Toruńscy widzowie byli szczególnie ciekawi, czy reżysera pochodzący z artystycznej rodziny, traktuje to jako utrudnienie, czy bardziej odnajduje w tym pomoc w początkach jego kariery jako filmowca?
„Dorastając w cieniu takich osób, trzeba się wybić na niepodległość. To trudne zadanie. Jest to frustrujące, do momentu, kiedy nie uda się zrobić coś samemu. Wtedy satysfakcja jest podwójna”
– mówił reżyser, podkreślając, że opisana sytuacja stanowiła w jego życiu utrudnienie w zaczęciu pracy w filmie.
Gość toruńskiego kina Camerimage, odniósł się też do zarzutów, które często słyszą dzieci znanych aktorów. Holoubek tłumaczył, że nigdy nie chciał, aby jego znani rodzice cokolwiek mu załatwili. Wspomniał wręcz, że denerwowało go, to kiedy dotarło do niego, że w czymkolwiek mu pomogli. Już jako dziecko starał się być niezależny.
„Momentem mojego pierwszego wybicia się na niepodległość był film „Słońce i cień”, który zrobiłem z Tadeuszem Konwickim i z moim tatą [Gustawem Holoubkiem], był to dokument o nim. Ten film był dla mnie momentem kiedy, robiąc film właśnie o moim ojcu – żywym pomniku, legendzie polskiej kultury – udało mi się opowiedzieć o nim w sposób subiektywny. Wtedy pierwszy raz pomyślałem, że mogę się zająć reżyserią, że już się tego nie boję. Bardzo się cieszę, że wejście w dorosłość filmową wydarzyło się przy udziale mojego taty, który wtedy już odchodził i gasł. To było pożegnanie z nim”
– o swoich osobistych doświadczeniach pracy z własnym ojcem wspominał podczas spotkania w Toruniu Jan Holoubek. Podkreślał, że było to dla niego przeżycie, które uznaje za początek jego pracy jako reżysera.
Postaci w najnowszym filmie Holoubka w większości zostały wykreowane jako niejednoznaczne moralnie. Widzowie podążają za Hansem jako głównym bohaterem, jednakże niekoniecznie są w stanie mu kibicować, a tym bardziej się z nim utożsamia. Jego postawa przez większość czasu jest raczej niegodna naśladowania. Bohater będący antagonistą ma jednak w sobie sporo uroku. Według reżysera jest to zasługą odtwórcy głównej roli – Jakuba Gierszała.
„Mi się wydaje, że w ogóle nie ma sensu robić filmu o kimś, kogo nie da się w ogóle lubić. Ten bohater musi mieć zawsze jakiś urok, nawet jeżeli jest kimś czyniącym zło. Ja obsadzając Kubę, wierzyłem głęboko w to, że on ma w sobie na tyle dużo uroku, że i tak widz za nim podąży – lubiąc go, czy nie lubiąc”
– o kreowaniu na ekranie antybohaterów mówił reżyser filmu Doppelgänger. Sobowtór.
Materiał współtworzyli Marcelina Matuszak i Kajetan Szmul.
[Fot.: TVN Warner Bros. Discovery]