W Toruniu zagościli bydgoszczanie ze Schizmy i gdański Zespół Sztylety. Nareszcie doszło do tak długo wyczekiwanego wydarzenia. Jak wypadł młody noise rock przy starym, sprawdzonym hardcorze?
To rozpalające ogień w sercu (i pod sceną) wydarzenie promował wydany na początku tego roku album Schizmy Upadek. To już siódmy krążek w ich dorobku, wydany po trzynastoletniej przerwie.
Czytaj też: Muzyczne iskry w NRD – 10 lat Piranha Music [RELACJA]
Sztyletowa nonszalancja
W końcu, po dwóch nieudanych próbach, dotarł do nas Zespół Sztylety. Udało się im przezwyciężyć toruńską klątwę nieobecności. Mówi się, że cierpliwość popłaca i tak też było tym razem. Warto było czekać.
Zadowoleni byli zarówno starzy „sztyleciarze” jak i fani nowego albumu Tak będzie lepiej. Ze sceny wylewały się szorstkie dźwięki i charyzma. Wrażenie robił szczególnie wokal, który na żywo brzmiał jeszcze ostrzej i bardziej przenikająco niż na nagraniach. Członkowie Zespołu byli bardzo ekspresyjni. Świetnie poruszali się po scenie i mieli dobry kontakt z publicznością. Bas ładnie wybrzmiewał, nie zagłuszając przy tym rytmiczności i melodyjności gitar. Charakterystyczne riffy w utworze Blask z najnowszego albumu Tak będzie lepiej momentami przywodziły na myśl sentymentalną twórczość zespołu Placebo, ale z energetycznym grzmotnięciem godnym Turnstile. Ostatni kawałek Sierpień/wrzesień 2016 też zresztą nawiązywał do tego, co było kiedyś i do beztroski młodzieńczych lat. Dekadencki tekst w połączeniu z agresywną warstwą dźwiękową budził skrywane emocje.
Chórki wyśpiewały o wiele więcej, niż to, co możemy usłyszeć podczas obcowania ze studyjnymi nagraniami. Widoczne było zaangażowanie wszystkich muzyków w performance. Ciekawym zabiegiem było zejście frontmana – Szymona Szelewy – ze sceny i opuszczenie sali. Dopiero wówczas zorientowaliśmy się, że bas jest podłączony do wzmacniacza bezprzewodowo. Nie jest to coś niebywałego podczas koncertów, ale wywołało efekt zaskoczenia i spekulacje gdzie udał się frontman ze swoim „wiosłem”. Do toalety? Może do baru? A nie, już wrócił…
Schizmowe szaleństwo
Niespodziewany ogień. Frekwencja niczym podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. Ludzie niemalże wylewali się z sali. Praktycznie od początku występu przeszło połowa publiczności ruszyła w pogo. W pewnym momencie z energetycznie szalejącego tłumu wyodrębnił się osobny moshpit dla kobiet. Rzadko jesteśmy świadkami tej zabawy na tak dużą skalę w NRD, mimo że takie muzyczne przepychanki często mają tam miejsce. Nie ma się jednak czemu dziwić. Lokal był wypełniony oddanymi wielbicielami, którzy czekali na występ gotowi rzucić się w sam środek wirujących i potykających się o siebie słuchaczy. Można pomyśleć, że To jest przemoc, ale nie – to występ legendarnej Schizmy.
Schizma zagrała brutalnie i z mocnym przekazem. Potężny głos Arkadiusza „Pestki” Wiśniewskiego przyprawiał o dreszcze i zaglądał do głębi dusz wszystkich obserwujących ten performance. Rytmiczność i ciężkie brzmienie utworu Patologia z najnowszego albumu tego składu pobudzała widownię, a współczesny przekaz skłaniał do przemyśleń. Schizma nigdy nie zawodzi, tym razem także nie zawiodła. Poruszone zostały ważne tematy, oczywiście bez owijania w bawełnę. Było kpienie z autorytetów, wytykanie absurdów w społeczeństwie, krytyka płynięcia z głównym nurtem. Aktualność problematyki poruszanej w nowym albumie sprawia, że ludzie czują się wysłuchani. Zarówno starsi jak i młodsi odnajdują się w tych tekstach. Inteligentne i polegające na wsparciu budowanie więzi ze słuchaczami zapewniło Schizmie już dawno tytuł legendy polskiego hardcore’u.
Materiał współtworzyli Maciej Nowak i Maria Willam.