Radio Sfera UMK

Gramy swoje, po studencku!

Metalowe Miazmaty w NRD [RELACJA I WYWIAD]

W niedzielę 21 kwietnia zatopiliśmy się w posępnym klimacie. Dzięki toruńskiemu przystankowi trasy Miazmaty, klub NRD zamienił się w mroczny grobowiec osnuty tajemniczą mgłą. Z egipskich ciemności raz po raz wyłaniały się zespoły gotowe dać pokaz swoich umiejętności oraz wydać na świat ponure przesłanie.

Cursebinder

Widać było, jaką drogę przebył zespół w kontekście twórczości. Oprócz brzmień bardzo black metalowych dużą rolę odgrywało senne, elektroniczne tło muzyczne. Sala zatopiła się we mgle, a na scenie widać było tylko cieniste, enigmatyczne postacie. Technicznie Cursebinder grał bez zarzutu. Pojawiło się wiele utworów z ich najnowszego albumu Drifting. Zwłaszcza solówki gitarowe robiły na mnie wrażenie. Szkoda tylko, że nie przyszło więcej ludzi, bo krakowianie pokazali się z naprawdę dobrej strony i zaprezentowali coś niekonwencjonalnego.

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Przed koncertem miałam okazję porozmawiać z zespołem:

Zdaje się, że nieczęsto gracie na żywo. Jak to się stało, że trafiliście do dzisiejszego line-upu?

Avantgarde Music to włoska wytwórnia płytowa, z której pomocą wydaliście ostatni album, Drifting. Dlaczego akurat ta wytwórnia?

Będziecie jeszcze współpracować z Avantgarde Music?

Między Waszą EP-ką a albumem są mniej więcej trzy lata różnicy. Jak wygląda droga od pierwszego wydania do kolejnego?

Czego oczekujecie od dzisiejszego koncertu?

Abominated

Jak na death metal, było dość żywo (rozumiecie, nie? Śmierć metal. Zabawne). Publiczność machała głowami, wokalista również, ale co jakiś czas zaczepiał swoimi niebywale długimi włosami o bas. To niestety skutek małych rozmiarów sceny, która po raz kolejny dała się zespołom we znaki. Kwintet nie zważał jednak na te niedogodności. Był nieźle skoordynowany i nie przerywał charyzmatycznego performance’u. Zwróciłam uwagę na świetne solówki basisty, a jego gra kojarzyła mi się trochę z YOB. Z tak soczystym brzmieniem basu chętnie posłuchałabym więcej doom metalu w wykonaniu Abominated. Właśnie w tym stylu zaczynali niektóre utwory i przyjemnie się tego słuchało, miałam ochotę na więcej.

Mimo skontrastowania szybkiego death z ociężałym doomem dało się odczuć monotonię. Tempo było raczej jednostajne. Pojawiało się trochę modulacji rytmicznej, ale brakowało czegoś więcej. Widownia jednak bawiła się dobrze, a zespół zebrał pozytywne opinie.

Zobacz też: The Cure w toruńskiej odsłonie – Kuracja w Klubie OdNowa [WYWIAD]

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Shodan

Nastał ponury klimat, ale w tych okolicznościach jest to atut. Shodan zaprezentował perfekcję. Instrumental był na wysokim poziomie. Nic się nie zagłuszało. Trio było zgrane, wokale się nie rozjeżdżały, a bas zręcznie dodawał głębi, tak jak powinien. Słychać było szczegółowość gry i widać, że zespół regularnie koncertuje. Ruch sceniczny wypadał naturalnie, a muzycy sprawiali wrażenie usatysfakcjonowanych. Występ był imponujący. Dodam również, że chciałabym mieć tak silny kark jak basista. Przez to machanie głową prawie nie widziałam jego twarzy.

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Zmarłym

To był zdecydowanie najbardziej dezorientujący występ tego wieczoru. Na początku czułam się jak w ciemnej, gotyckiej krypcie. Frontman syczał momentami niczym wampir, przypominał go też mimiką. Czasem wokal się zacinał, ale chyba był to celowy zabieg.

Koncert Zmarłym był bardzo zróżnicowany. W jego drugiej połowie pojawiało się więcej dziwacznych synthów, które przeplatały się z typowym blackiem. Dawało to specyficzny kontrast, ale nie jestem w stanie stwierdzić, czy jestem tego fanką, czy jednak nie. Kontrast to bardzo powszechny środek artystyczny, ale umiejętnie wykorzystany potrafi zaskoczyć. Tak, jak mnie zaskoczył utwór #zostańwgrobie. Słuchałam go już wcześniej, ale na żywo jeszcze bardziej było czuć głębię w tych blackowych fragmentach. Nie dziwią mnie rozbieżne opinie o albumie Druga Fala. Cynizm czuć na kilometr. Zastanawiam się jednak, iloma warstwami ironii pokrył się ten zespół i co jest dla nich na poważnie, a co nie.

[Fot.: Małgorzata Chabowska]

Ostatni utwór najbardziej zbił mnie z tropu. Po pokazaniu swojej głębii i możliwości we wcześniejszych utworach zespół poszedł w banalnie brzmiący hardcore zaczynajcy się od synthu na wzór alarmu. Nastąpiło zupełne wyjście z monumentalizmu i spłycenie brzmienia. Pomyślałam, że może ten alarm ma nawiązywać do najprostszych ludzkich instynktów, tak jak ten prozaiczna (w porównaniu do poprzednich utworów) gra. Chociaż możliwe, że nadinterpretuję.

Galeria

[Fot.: Małgorzata Chabowska]