Zwykle nie do końca wiadomo, czego się spodziewać po debiutach. Pełni ekscytacji idziemy na wydarzenie, czekamy pod sceną, wymieniamy obawy i nadzieje ze znajomymi melomanami. Jak wypadną? Co zagrają? Czy pokażą to, co w social mediach? Odpowiedzi bywają różne, ale w przypadku zespołu Nelcor można z czystym sumieniem powiedzieć, że był to udany debiut.
Muzyczna nowość
Skład dobrze przygotował się do swojego pierwszego występu. Znalazło się wystarczająco dużo materiału, aby zapełnić około godziny występu. Gdyby odjąć przedstawianie się i omawianie każdej piosenki, koncert byłby zdecydowanie krótszy, ale jakoś trzeba zaskarbić sobie sympatię widowni i wytłumaczyć kontekst. Frontman poradził sobie z tym zadaniem całkiem nieźle, chociaż czułam się momentami, jakbym była na luźnym spotkaniu znajomych, a nie na występie. To wrażenie rozmywało się jednak za każdym razem, jak skład wracał do gry.
Fuzja twórcza
W utworach kwartetu Nelcor słychać wpływ wszystkich jego członków na styl. Pojawiają się naleciałości metalowe, trochę bluesa, a to wszystko komponuje się w przyjemną muzykę niezależną o tematyce kojarzącej się nieco z emo. Utwór Serce z Kamienia został zagrany jako pierwszy i pojawił się też podczas bisów. Było tam dużo dramaturgii typowej dla hardcore punka. Piosenka od razu wpadała w ucho i nie chciała wylecieć z głowy. Miałam tu jedynie zastrzeżenia do maniery wokalisty, która polegała na kończeniu wyrazów na yeah. Brzmiało to nieco śmiesznie. Poza tym śpiewał czysto i czasem nawet stosował techniki śpiewu ekstremalnego. Przypominało to trochę wokal Damiano Davida. Mimo sporadycznego mijania się z rytmem słychać było, że wokalista włożył w to wszystko dużo pracy.
Czytaj też: Post Mortem – edycja szesnasta [RELACJA]
Utwór zatytułowany Credo został umieszczony w ciekawym miejscu na setliście. Był wolniejszy i cięższy niż poprzednie kawałki. Pojawiły się tam ciekawe wstawki gitarowe trochę w stylu Iron Maiden. To nie jedyne skojarzenie z popularnym zespołem metalowym podczas tego koncertu. Utwór Samotność przypominał mi trochę twórczość Metalliki. Może są to zbyt górnolotne powiązania, ale zdaje się, że słychać jakąś inspirację, chociażby gatunkową.
Zaserwowano publiczności sporą dawkę filozofii. W tekstach znalazły się inspiracje Nietzschem, a także manifest bardziej osobistego spojrzenia na świat w piosence Trud. Były również literackie nawiązania, na przykład do dzieł Czesława Miłosza.
Dobry polski niezal
Poziom instrumentalny był porządny, chociaż mam wrażenie, że ten skład stać na więcej. To w sumie dopiero początek. Gitarowo było świetnie – od czasu do czasu słyszeliśmy zgrabne solówki zarówno ze strony frontmana Piotra Pawlika, jak i gitarzysty Wojciecha Andrzejewskiego. Byłam nieco zawiedziona faktem, że tak mało było słychać grę Filipa Figla. Grał bardzo zręcznie i miałam ochotę doświadczyć jej więcej. Na ogół basista po prostu dodawał głębi utworom. Chyba tylko w utworze Syf pojawiła się solówka na basie. Wypadła bezbłędnie i była miła dla ucha.
Ogólnie sekcja rytmiczna dawała sobie radę z licznymi modulacjami. Bartosz Krasiński bębnił z wyczuciem. Perkusja szczególnie spodobała mi się w utworze Trud, który był trochę w klimacie noisowym. Ogólnie instrumentalnie było poprawnie, ale może przydałoby się więcej niuansów w kompozycji.
Wszechstronny zamysł
Czekam z niecierpliwością na moment, w którym Nelcor wyda pierwszy album. Muszę przyznać, że na koncercie każdy utwór łykałam jak młody pelikan. Jest to przyjemna twórczość. Można do niej zarówno potańczyć czy pójść w pogo, jak i odsapnąć po pracowitym dniu. To zróżnicowanie pod względem nurtu, w jakim tworzy Nelcor, sprawia, że ich muzyka nadaje się dla każdego. Ten udany występ pobudza również apetyt na kolejne wydarzenia w Wojewódzkim Ośrodku Animacji Kultury. Tam zawsze znajdzie się coś ciekawego.