Jesteśmy świadkami jednych z ostatnich koncertów i imprez w dotychczasowym NRD. Nie jesteśmy pewni, co będzie się działo z lokalem w maju, ale wciąż dobrze bawimy się na wydarzeniach i nabywamy nowe wspomnienia. W toruńskim klubie odbył się koncert Javvy oraz Izzy and the Black Trees, który pozytywnie zaskoczył wielu odbiorców.
Muzyka, która daje kopa
Wydarzenie rozpoczęło się od występu zespołu Izzy and the Black Trees. Żywa, ostra muzyka rozgrzała nie tylko widownię, ale także samych performerów. Widać było, że mają prawdziwą frajdę z gry, a radość udzieliła się całemu klubowi. Muzycy podrygiwali i poruszali się swobodnie na scenie. Izzy wirowała i wręcz szalała, machając żywo swoją czupryną. Było to prawdziwe i pełne emocji.
Wszystkie utwory zostały zagrane równo, bez najmniejszego potknięcia. Jedyna rzecz, jaka mogła nieco rozpraszać, to nagłośnienie wokalu. Ciężko było zrozumieć słowa Izzy, które są bogate w głębsze znaczenie, nawiązujące do współczesnych problemów i motywujące słuchaczy.
Więcej o twórczości Izzy and the Black Trees dowiecie się z wywiadu z wokalistką:


Surrealistyczna podróż
Nie do końca spodziewałam się tego, co nastąpiło po pierwszym koncercie. Słuchaliście nagrań Javvy? Nie macie pojęcia, jak to wygląda na żwyo (ja również nie wiedziałam, nie obrażajcie się)! Koncert zespołu znacznie różni się od tego, co słyszymy w nagraniach studyjnych. To trzeba zobaczyć.
Wokalista był wielozadaniowy. Oprócz śpiewu zajmował się grą na syntezatorze oraz akcentami na marakasach. Poza tym regularnie schodził ze sceny i tańczył z publicznością. U gitarzysty i basisty słychać było math rockowe inspiracje i zastosowane efekty dźwiękowe. Perkusiści ustawieni naprzeciwko siebie również robili wrażenie. Tak skomplikowana gra sekcji rytmicznej wymaga dobrego kontaktu między muzykami. Oni prowadzili dialog poprzez ekspresje na twarzach. W trakcie utworu Surv na scenę weszła Izzy, która uczestniczyła w jego tworzeniu.
Zobacz też: Zatańczmy w rytm Lat Dwudziestych – Dawid Podsiadło „Lata Dwudzieste” [Recenzja]



Szkoda, że po koncercie nikt nie pomógł mi zbierać mojej szczęki z posadzki. Przez cały występ patrzyłam na członków zespołu w osłupieniu, bo to wydarzenie zdecydowanie przerosło moje oczekiwania.
Chcemy więcej!
Koncerty w NRD wpisują się w rozmaite gatunki muzyczne, ale na tak pozytywnym wydarzeniu jeszcze nie byłam. Czułam się, jakbym pędziła przez chmury niczym niepokonana superwoman. Wszystkie marzenia i cele były na wyciągnięcie ręki. Może to nadinterpretacja, ale ta atmosfera i muzyka z porządnym kopem i dobrym przesłaniem dały mi wreszcie poczucie, że jestem na właściwej drodze. Właśnie takich wrażeń życzę każdemu, kto potrzebuje zachęty do działania. Wybierajcie się na koncerty, zwłaszcza na takie.