„Pozostaje mieć nadzieję, że to nie wszystko na co stać dzieciaków z Bodomu. Nadzieję na to, że na kolejny krążek nie przyjdzie znów tyle czekać. I że jeszcze kiedyś panowie wyrwą nas z butów – na razie jednak ta muza ledwo rozwiązała mi sznurowadła”. Tak przed dwoma laty kończyłem recenzję poprzedniej płyty Dzieciaków z Bodom. Nadzieja nie okazała się, jak pokazała praktyka, płonna. Już 2 lata po ostatnim LP CoB przypomina o sobie bowiem nowym krążkiem. Przynoszącym skojarzenia z najlepszymi tytułami w dorobku tej fińskiej kapeli.
Halo of Blood jest płytą dużo lepszą od poprzedniczki, Blooddrunk czy Are You Dead Yet. Panowie po kilku średnio udanych latach znów raczą nas przebojowym, zadziornym grzańskiem, charakterystycznym miksem melodic death/power/speed metalu wzbogaconym o świetne solowe popisy instrumentalne. Kawałki nie brzmią już jak pozbawione myśli przewodniej zlepki studyjnych pomysłów, można z czystym sumieniem pomachać banią i uśmiechnąć się nie raz nie dziesięć przy tym co A. Laiho z grupą na studyjnym wydawnictwie wyprawiają.
Taki wałek tytułowy to bodajże najmocniejsza rzecz jaką Dzieciaki zrobiły od lat. Bardzo dobrze prezentują się Waste Of Skin, singlowy Transference, Bodom Blue Moon (The Second Coming), czy brzmiący jak wyciągnięty z Hate Crew Deathroll All Twisted (jeden z moich faworytów na płycie). O coverze Roxette (w roli numeru bonusowego) z grzeczności nie wspomnę, bo akurat przerabianie popowych szlagierów zawsze wychodziło Finom nad wyraz porządnie. Płyta jest przebojowa, melodyjna, A. Laiho przypomina o sobie charakterystycznymi ciętymi solówkami odgrywanymi z prędkością trzmiela w rui, dialogi gitarowo/syntezatorowe są spójne, a cytaty filmowe nie brzmią jak próba usilnego kopiowania klimatu wydawnictw z przeszłości. Jest bardzo dobrze.
Producentem tytułu okazał się nie kto inny jak Peter Tägtgren ze studia The Abyss. Szwed odpowiedzialny w ostatnich latach za produkcję niezliczonej ilości przeróżnych gatunkowo płyt metalowych starał się wyraźnie wskrzesić w Children of Bodom pokłady młodzieńczej werwy i spontaniczności. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że ta sztuka udała się to w dużym stopniu. CoB udowodnili, że stać ich jeszcze na granie na poziomie znane chociażby z Follow The Reaper, czy Hate Crew Deathroll. Zawsze darzyłem Finów nieukrywaną sympatią, dlatego taki obrót spraw w ich obozie jest dla mnie powodem ogromnej radości.
Chwile zajęło mi by ten krążek odpowiednio mi podszedł. Teraz, gdy jestem z nim dużo lepiej zaznajomiony, zasłużenie winduję ocenę.
8,5/10 by Synu