Matt Barlow – prawdopodobnie najbardziej utalentowany wokalnie amerykański gliniarz, po kilku latach odpoczynku od zdzierania gardła, powraca na scenę z nowym zespołem. W nie byle jakim z resztą towarzystwie bo w skład Ashes of Ares wchodzą również muzycy znani z Iced Earth (Freddie Vidales) i Nevermore (Van Williams). Jak łatwo wywnioskować po nazwiskach, debiutancka płyta kapeli to power/heavy metal z progresywnym zacięciem, za sprawą Barlowa kojarzący się jednoznacznie z dokonaniami Jona Schaffera.
Zarówno wokalnie jak i instrumentalnie na Ashes of Ares słychać mocne echa Iced Earth. Melodyjne, podniosłe, intrygujące riffy, mocno wyeksponowana sekcja rytmiczna (perkusja w takim Punishment brzmi cudownie!), czy jak zawsze bezbłędny, głęboki wokal Barlowa to elementy, których z IE po prostu nie sposób nie kojarzyć.
11 bardzo równych, cudnie bujających kompozycji, doskonale eksponujących możliwości muzyków. Blisko godzina spędzona z heavy/power metalem z absolutnej I ligi, nie może być w tak doborowym towarzystwie czasem straconym.
Nie ma w powyższym stwierdzeniu jednak krzty zarzutu o bezmyślne kopiowanie czyjejkolwiek twórczości. Muzyka nie brzmi bowiem w żadnym wypadku jak próba grania pod kogoś. Nie mogą jednak dziwić podobieństwa, gdy 2/3 kapeli tworzą niegdysiejsi kompani J. Schaffera. Jestem z resztą pewien, że Schaffer po przesłuchaniu tej płyty zarwał kilka nocek rozmyślając, jak to możliwe, że ktoś nagrał bez niego tak doskonały krążek, w klimatach, których sam w ogromnej części jest twórcą.
11 bardzo równych, cudnie bujających kompozycji, doskonale eksponujących możliwości muzyków. Blisko godzina spędzona z heavy/power metalem z absolutnej I ligi, nie może być w tak doborowym towarzystwie czasem straconym.
Płyta utrzymana jest w raczej średnich tempach. Choć znalazło się co prawda miejsce zarówno na szybsze granie (Move The Chains, Chalice Of Man), jak i nastrojowe, (wciąż jednak diabelsko ciężkie) ballady – (Punishment, The Answer), gros utworów to stonowane, marszowe, majestatycznie kroczące do przodu heavy metalowe hymny. Muzykom udało się na szczęście uniknąć niepotrzebnego przepychu, czy przesadnego patosu, z drugiej strony nie uświadczymy (co należy poczytywać jako plus) również banalnych melodyjek, które bardzo często stanowią dziś trzon muzyki heavy metalowych „gwiazd”.
Na osobną pochwałę zasługują oczywiście wokale Matta Barlowa. Skalą głosu, jego możliwościami i umiejętnym wykorzystaniem muzyk ten potrafi zawstydzić niejedną gwiazdę (niekoniecznie metalu). Wystarczy posłuchać takiego The Messenger, Dead Man’s Plight, Chalice Of Man, czy What I Am by zgodzić się z twierdzeniem, że obok takich muzyków jak Jorn Lande, Blaze Bayley, Tom Ripper Owens, Bruce Dickinson czy Kai Hansen, Matt Barlow to obecnie jeden z najbardziej utalentowanych wokalistów heavy metalowych świata.
Doskonała pozycja dla wszystkich wielbicieli amerykańskiego progresywnego power/heavy metalu spod znaku Iced Earth. Jon Schaffer ma dziś twardy orzech do zgryzienia – Plagues Of Babylon ma się bowiem ukazać w październiku tego roku. Jeśli nie sprosta oczekiwaniom fanów, może się okazać, że spora cześć z nich ogłosi nowego króla, a 11 płyta IE będzie musiała zadowolić się miejscem w cieniu Ashes of Ares.
Gorąco polecam.
8,5/10 by Synu.