26-ego lutego ukazał się długo wyczekiwany album grupy Mikromusic „Piękny koniec”. Na razie udostępniony przez zespół jedynie w wersji elektronicznej (na półkach sklepowych pojawi się dopiero w marcu).
Zespół trzymał dość długo swoich fanów w napięciu, ponieważ pierwszy singiel zapowiadający najnowszy krążek ukazał się już w listopadzie. W połowie lutego zaś mieliśmy okazję posłuchać drugiego kawałka promującego płytę. Produkcją zajął się Dawid Korbaczyński związany z zespołem od samego początku. Czy wysiłek muzyków jest proporcjonalny do efektu? Przekonajmy się.
Początek zdaje się być charakterystyczny dla Mikromusic. „Za mało” rozpoczyna delikatne wejście gitarowe, dochodzący do niego bas, perkusja i wreszcie cudowny wokal Natalii Grosiak. Jest tak jak zawsze, ale czy to źle? Sztuką jest utrzymywać wysoki poziom artystyczny kompozycji przy konsekwentnym podążaniu swoim stylem. Nie ma tutaj drastycznej zmiany, gwałtownych przejść, wykorzystania zaskakujących środków wyrazu. I tak jest bardzo dobrze.
Kolejny kawałek o przewrotnym tytule „Jestem super” to nieco bardziej energiczna dawka muzyki. Nie tylko w tym utworze, ale i na całej płycie czuje się odejście od jazzu. Grupa bardziej podąża w stronę akustycznych brzmień gitarowych, momentami wyczuwa się inspiracje ludowe, trip-hopowe wstawki. Słyszymy tu wokal prześlizgujący się pomiędzy dźwiękami, który zdaje się być idealnie zsynchronizowany z akompaniamentem.
Czas na wspomniane już dwa single. Pierwszy z nich „Takiego chłopaka” ma łagodny początek z ledwie słyszalnym akompaniamentem, z czasem nabiera tempa. Powoli do wokalu dochodzi rytmiczna sekcja perkusji nadająca rytm przez co kawałek zyskuje więcej dynamiczności. „Zostań tak” bardziej buja, a nakręcony do niego wakacyjny teledysk sprawia, że odpływamy do krainy błogiego spokoju. Nie można tutaj niczego zarzucić artystom. Są momenty, w których wokal delikatnie dryfuje po dźwiękach, ale chwilami Natalia przyciska mocniej. Jedno jest pewne – ta płyta się nie znudzi.
Im bliżej końca, tym bardziej zwalniamy. Muzycy przygotowują nas do pożegnania. Na koniec mamy dwa najspokojniejsze utwory: „Halo” i „Adam”. O ile pierwszy z kawałków próbuje chociaż nieco przyspieszyć, tak „Adam” to jedynie melodyjny wokal z akompaniamentem gitary i fortepianu, pod koniec zaskoczenie – pojawia się trąbka. Wszystko jest bardzo przemyślane, mimo iż w piosence nie ma słów. Popis daje nie tylko zachwycający głos Natalii, ale prym wiodą także muzycy, którzy czasami mogą czuć się niedoceniani przy obdarzonej tak charakterystycznym głosem wokalistki.
Nie można również wiele zarzucić warstwie tekstowej krążka. Mikromusic nigdy nie mieli banalnych numerów bez wyraźnego sensu. Artyści traktują muzykę i słowa jako całość, co bardzo mocno czuć już przy pierwszym przesłuchaniu płyty. „Piękny koniec” jednak wprowadza pewne nowości, które przejawiają się w tematyce piosenek. Jak mówi sama wokalistka więcej tu refleksji nad przemijaniem i śmiercią, do których nawiązuje już sam tytuł.
Krążek z pewnością zachwyci wiernych fanów Mikromusic i ma ogromną szansę spotkać się z uznaniem nowych słuchaczy. Z jednej strony mamy znaną już zespołowi stylistykę, z drugiej kilka subtelnych zmian, które jednak nie są aż tak bardzo odmienne od reszty twórczości grupy. Nadal jest kameralnie i kojąco. „Piękny koniec” to propozycja, która zdecydowanie może konkurować z poprzednimi albumami.